... nie pisałem nic na blogu od półtora miesiąca.
Szczerze nie chciało mi się. Zbieg pewnych okoliczności i wydarzeń spowodował totalny brak motywacji do pisania, ba nawet do jeżdżenia, na szczęście to ostatnie trwało krótko i gdyby nie pogoda pewnie już byłbym na serwisówce po 18 tysiącach.
Czasu od ostatniego wpisu minęło już sporo i tyle też się wydarzyło. Na początek wspólny wypad do Mielna.
Moja żona poznała na forum o tematyce kobiecej, jakiej, to dla mnie nie ma znaczenia, ale dla płci pięknej ma. Dziewczyny tak się polubiły, że stwierdziły, spotykamy się. Kasia wraz z rodziną zaplanowała urlop w Mielnie, a ponieważ mieszkała w dolnośląskim, była to najlepsza okazja do spotkania. Zamówiliśmy pogodę, nawet troszkę za dobrą i w piątek wyruszyliśmy do Mielna.
Wybraliśmy trasę przez Kaszuby, żeby turlając się do celu porozglądać się trochę za cudownymi widoczkami. Wyjechaliśmy dopiero przed Słupskiem i po raz pierwszy przemierzyliśmy część trasy obwodnicą Słupska. Trasa bardzo fajna i ułatwia ominięcie miasta, które lubię, ale nie koniecznie w korku. Troszkę pechowo trafiliśmy na remont drogi, ale obiad na trasie wynagrodził chwilę oczekiwania. W trasie spotkaliśmy przemiłego człowieka w kabriolecie, który nie wiedzieć czemu, wyprzedzał nas parokrotnie, unosił ręce w geście "ok" za każdym razem. Popołudniu dotarliśmy do Mielna i po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy miejscówkę Kasi, jej męża i trójki małych rozrabiaków. Ludzie, których nie znaliśmy, okazali się mega pozytywni, sympatyczni i można śmiało powiedzieć, są w tej chwili naszymi dobrymi znajomymi, i mimo dzielącej nas odległości na pewno się jeszcze spotkamy.
Sobota przywitała nas piękną, plażową pogodą. Żona chciała na plażę, ja na moto i w trasę, a ponieważ jesteśmy bardzo ugodowi, każde postawiło na swoim.
Ciężko było się wydostać z Mielna, ilość samochodów jadących do tego miasteczka zaskoczyła. Szczęście, że ja na moto więc poszło w miarę sprawnie. Co ciekawe w Mielnie nie ma stacji benzynowej, a ja na oparach, więc dla mnie najważniejsze było jak najszybciej dotrzeć do stacji. Udało się, czas na obranie trasy. Pierwszy pomysł to Międzyzdroje i taki cel obrałem. Niestety po drodze musiałem zweryfikować możliwości. Było tak gorąco, że mimo jazdy grzałem się na maxa. Jakieś 30 kilometrów za Kołobrzegiem zatrzymałem się w uroczym pałacyku na lody małą kawkę. To urocze otoczenie kosztowało mnie sporo złotówek, dlatego też nie polecę miejscówki :) Już po lekkiej ochłodzie za pomocą androidowej mapy wyznaczyłem nową trasę, kierując się w kierunku morza i z powrotem do Kołobrzegu. Upał nie ustawał, ba nawet było coraz cieplej. Na szczęście przybrzeżne miejscowości niosły chłód od morza. Tuż za Kołobrzegiem w kierunku Koszalina zajechałem do chyba największego demobilu, a na pewno największego jaki widziałem. Od razu na myśl mi przyszło hasło dla nich "kup Pan armatę". Oprócz typowych ciuszków i menażek w tym przybytku można było naprawdę kupić armatę, pojazd opancerzony, a jak by się człowiek postarał to może i czołg. Na miejscu spotkałem parę przesympatycznych Szwedów, przemierzających kontynent na Harley'ach.
Potem już tylko powrót do Mielna wraz z tankowaniem. Na stacji zimna pepsi i telefon do żony. Jak się później okazało uratowałem całą bandę od oparzeń słonecznych. Prysznic i czas na rybkę. Wybraliśmy smażalnie i wędzarnie przy plaży. Moim zdaniem to najciekawszy punkt kulinarny tego lata. świeża rybka prosto z wędzarni, rewelacja, warta każdej ceny. Duży plus wyprawy do tego centrum imprez i rozpusty. Tak, tak, półnagie kobiety na porządku dziennym, wieczorem jeszcze mnie ubrane, aż strach pomyśleć co dzieje się nocą :)
W niedzielę powrót do domu, już najszybszą trasą z przerwą na Nostalgię, jedną z lepszych restauracji jakie znam, na trasie między Słupskiem a Lęborkiem. Szczęśliwie i szybko docieramy do domu, zmęczeni ale pełni zadowolenia z pozyskania fajnych nowych znajomych i chwil relaksu w Mielnie.
cdn ..........