Z samego tytułu już wynika, że czasu na pisanie było mało. Na tyle mało, aby w zeszłym tygodniu powstała jedyna notka i to dotycząca jedynie sprzętu. Ale tak naprawdę od tego sprzętu poprzedni weekend się zaczął oraz miał swoją kontynuację aż do następnego niedzielnego popołudnia.
No to zaczynamy. Sobota 29 marca, jak zwykle w weekend wstajemy o 6 rano, po co pospać. Spacer z psem, śniadanie, kawa i necik. No dobra ale co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem. Żona na zajęcia, więc ja no moto, szybka decyzja, jadę odebrać swój kask z Marvela (tak ten o którym już pisałem). W końcu następnego dnia mamy jechać na Jajcarnię, trzeba w nowych :)
Ostatnia przymiarka, Grzesiu serwisant dosiada Wiesi po modzie, ale to już wiecie, odbieram moto i lecę do Pawła "Prezesa" Kamienia. Pogawędka, ostatnie omówienie tematu niedzielnego wyjazdu i do domu. Tym razem po żonę. Kaski z założonymi szybkami, trochę za zimno bez a i test z szybką się przyda, wsiadamy na moto, pierwszy raz w tym roku razem i długa. No może nie Długa, ale lecimy na starówkę. Z okazji rocznicy ślubu mamy ochotę na lody z Misia. Jakie straszne było nasze rozczarowanie, kiedy okazało się, że Miś nie otworzył jeszcze swoich podwoi. No dobra, jedziemy 100 metrów dalej i tam sesyjka, zdjęć nie będzie, było w poprzednim wpisie :) W sumie przejechaliśmy z 50 kilometrów, zahaczając o Moto Akcesoria i Sopot. Kaski zdały egzamin i zapadła decyzja, że lecimy w nich nazajutrz.
Niedziela, powtórka, my chyba spać nie możemy, tym razem wstaliśmy całe 30 minut później. Rytuał powtórzony, pies, kawa, śniadanie, tym razem z opcją na ostatnie przygotowania do wyjazdu. Jajcarnia to taki szczególny zjazd motocyklowego światka. Nie ma tu podziałów i z założenia wszyscy są serdeczni. Oczywiście, kluby dalej stoją z klubami, chłopcy na ścigaczach palą gumę, ale ogólnie dzięki "kościelnej" organizacji i pierwszym oficjalnym spotkaniu w tak dużym gronie nie zauważa się tego wcale a wcale :)
Swój pierwszy raz na Jajcarni miałem dwa lata temu, nie jest to żadne osiągnięcie, patrząc na historię tych spotkań, a w zeszłym roku nie udało nam się pojechać. Tak więc to nasz drugi raz, ale nie wiem czy nie najważniejszy, a mamy mieć zamiar ich jeszcze wiele. Ważny, bo po raz pierwszy nie czułem się samotny z motocyklem takim jak mój. Pod szyldem CRC Poland zorganizowaliśmy wspólny wyjazd spod DeLuxe.
Naprawdę kolejny raz byłem zaskoczony ilością ludzi, których łączy ten sam klimat. Niektórych widziałem po raz pierwszy, nie mam nawet pojęcia skąd się dowiedzieli, ale nie miało to znaczenia.W sumie ruszyło ponad 30 maszyn, w tym typowe cafiaki, triumphy, motoguzzi i paru ludzi na innych sprzętach ponieważ ich cafe się robią.
Przypadł mi zaszczyt prowadzenia tej tak różnorodnej grupy, co okazało się nie lada wyzwaniem. Kontrolowanie tempa, przyspieszanie na wyjściu z zakrętu, później zwalnianie tak aby grupa doszła. Zatrzymywanie na późnym zielonym, kiedy wiedziałem,. że zaraz światło się zmieni i pół grupy zostanie na światłach. Do tego obserwowanie w lusterkach całej grupy, ach działo się, na szczęście część ludzi umiała zamknąć rondo czy wyjazd. Problem pojawił się na ostatnim rondzie w Jagatowie, gdzie dobiła jeszcze jedna grupa i w tym momencie straciłem kontrolę, którzy moi :)
Wielu z nas przed wyjazdem obawiało się jak wyjdzie, wyszło dobrze i bezpiecznie mimo nie do końca legalnej kolumny. Następnym razem będzie jeszcze lepiej i tak dojdziemy do perfekcji. Dla przypomnienia, na wspólny wyjazd nie spóźniamy się i przyjeżdżamy zatankowani :)
Sama Jajcarnia, przebiegła w standardowym schemacie. Każdy poszedł w swoją stronę, spotkał znajomych i rodzinę, nam udało się spotkać masę i jednych i drugich, zjadł grochówkę, posłuchał kazania i wrócił na miejsce postoju. Parę godzin jednak minęło, aż w końcu zebraliśmy się w drogę powrotną. Tym razem w mniejszym gronie, część musiała wracać wcześniej a część została na dłużej. Przed wyjazdem ustaliliśmy, że lecimy do Prezesa na grilla. My zabawiliśmy tam półtorej godziny, ale niektórzy zabawili do późnego wieczora. O reszcie niech opowiedzą obrazy :
https://plus.google.com/u/0/photos/106338945320253552848/albums/5997677222912985409
... i tak minął tydzień, bez dnia na motocyklu. Zimno było jak .... Na szczęście weekend przyniósł poprawę pogody. Sobota miała być stracona dla przygody, jednak zbieg okoliczności i poprawa pogody umożliwiła krótki wypad za miasto. Tym razem kask został pozbawiony szybki i pojechałem tylko w okularach i chuście. Do 17 było ok, ale później zrobiło się ciut za zimno. Prędkość do 80 km/h była optymalna przy 90 podwiewało tak mocno pod okulary, że można było tak przejechać paręset metrów.
Niedziela to już planowy wyjazd, w sumie spędziłem na moto 6 godzin z przerwami na wizytę u Prezesa, i wyjazd z nim i Arturem do Kowala, gdzie pożyczyłem gogle, no i zjawił się Darek. Wyjazd z Gdyni do Łapina i latanie w koło komina. W sumie około 150 kilometrów w przemiłym towarzystwie i ładnej pogodzie. No dobra, a co dały gogle, oprócz +10 do lansu, prędkość przelotowa 120 km/h nie jest żadnym problemem. Czuję się w nich dobrze, choć pierwsze metry były "dziwne". Klamka zapadła, kupuję :)
Weekend bardzo udany i zapowiadający jeszcze nie jedną przygodę we wspólnym gronie.
Na zakończenie, dzięki Tomkowi B i Marcinowi. zmieniam image, z czarnego na brązowy, pierwszy element nowego ubioru odbieram już jutro, następny niedługo. Postaram się na dniach przedstawić co nabyłem i skąd taki wybór. A tym czasem ...
LWG
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz