Sezon
motocyklowy w pomorskim otwiera „impreza” u Księdza Maślaka w
Sobowidzu. Ksiądz zaprasza na wspólną modlitwę i święcenie maszyn co
roku w czwartą niedzielę postu. Ponieważ jest to mój pierwszy sezon,
poprzedniego roku nie liczę, nie mogło nas tam z żoną zabraknąć.
W
tym roku owa niedziela wypadła wcześnie, bo na 18 marca. Na szczęście
wszystko zapowiadało, że pogoda będzie ładna i będzie w miarę ciepło.
Jeszcze w sobotę dosłownie był upał, oczywiście biorąc pod uwagę obecną
porę roku. Niedziela niestety, szczególnie z rana nie była już taka
słodka.
Pobudka w
niedzielę o 7 rano, szybki spacerek z psem, kawa i przyszykowanie
sprzęta. Na 9:30 byliśmy umówieni na wspólny start z placu manewrowego
Tomka z Motosokoła. Więc o 9:15 start i już pierwsze metry dały znać,
zimno ….
O
9:30 zebrała się nas spora ekipa, około 20 motocykli, część osób znałem
z wcześniejszych spotkań, ale biorąc pod uwagę nasz staż, czuliśmy się
troszkę wyautowani. Z czasem nie czuliśmy już w ogóle tego, że jesteśmy
nowi.
Po
raz pierwszy jechałem też w tak dużej grupie, oczywiście znane są mi
zasady poruszania się w kolumnie, ale zawsze był to pierwszy raz.
Odczucia jak najbardziej pozytywne. Prowadzący dostosował prędkość do
sprzętów w grupie, drugi świetnie zastawiał ronda, ogólnie podoba mi się
tak jazda.
O 10 byliśmy już na miejscu. Według Tomka tempo było szybkie, myślę że spowodowane panującą temperaturą J.
Szczerze byłem przemarznięty, mimo ciepłego ubrania. O żonie nie
wspomnę, bo wyglądała tak jakbym wsadził ją specjalnie do zimnej wody.
Na szczęście ludzie z ekipy mieli ciepłą herbatę, więc żona odtajałą i
przez resztę dnia była już taka jak zawsze, czyli cudowna.
Cała
impreza zaczynała się już na rogatkach Sobowidza, w czasie wjazdu
zakładano opaski, w wielu miejscach zorganizowane były punkty
gastronomiczne, z ciepłą herbatą lub kawą, grille a później grochówka.
Naszą ekipę skierowano na podwórze za plebanią. Grząski grunt nie był
problemem, każdy otrzymał deseczkę, dzięki której motocykle nie zapadały
się w miękkiej ziemi.
Po
chwili ekipa rozeszła się w różne strony. My zaczęliśmy szukać rodziny,
która miała się stawić silną grupą. W sumie spotkaliśmy teściów, ciocię
i wujka żony, kuzynkę z mężem i córką oraz kuzyna. W sumie z „rodziny”
było nas 12 osób na 6 motocyklach i w jednym samochodzie. Prawie cały
czas spędziliśmy z nimi, więc troszkę umknęło nam samo kazanie.
Oczywiście zrobiliśmy sobie spacerek po całej miejscowości zaskoczeni
ilością motocykli.
Po
powrocie na miejsce postoju części z naszej ekipy już nie było, a
ostatni zbierali się do wyjazdu. Jak się później okazało część ludzi
wybrała się razem na dalsze świętowanie. Następnym razem będziemy Was
lepiej pilnować J
Sami też stwierdziliśmy, że wracamy. Mimo, że ruszyliśmy sami do samego
domu towarzyszyły nam inne motocykle. Na szczęście było już ciepło.
W
sumie weekend super, przejechane około 300 kilometrów no i super
wyprawa na pierwszą większą imprezę. Życzę sobie więcej takich wypadów
no i coraz większej ilości nowych znajomych. Dla mnie piękny weekend
skończył się mega katarem, a to oznacza, że na zimne dni trzeba się
jeszcze lepiej ubierać.