wtorek, 22 października 2013

Wrzesień ...

... kurczę, obiecałem sobie, że nie będę zwlekał i zaraz po zakończeniu wpisów sierpniowych wezmę się za wrzesień. I co? No jak to co, popsuła mi się klawiatura :) A tak na poważnie, totalny brak czasu, rozpoczęła się liga, treningi, a czas na jazdę i pisanie ograniczył się do weekendów. I tak właśnie tekst powstaje w czasie, dość rozciągniętym jak na tak krótki okres.
Z założenia, zadam pytanie. Pamiętacie jaki był wrzesień, chodzi o pogodę. No właśnie. Jedyny czas w którym można było pośmigać wykorzystałem na udział w Mistrzostwach Polski Oldbojów w Koszykówce. Tak, łapię się już na oldboja, ale z młodymi też jeszcze pogrywam.

Ekipa :)
Zaraz po powrocie z mistrzostw, pogoda stwierdziła, że nie będę jeździł a już na pewno nie dalej niż do pracy i z powrotem.Na szczęście udało się parę razy spotkać z chłopakami z Cafe 3 Miasto, no i planowane było pożegnanie lata u Grześka z Nadnoteckich Sokołów.
Nawet nie muszę pisać jak bacznie były obserwowane prognozy pogody na parę dni przed wyjazdem. Planowany start to 21 września, czyli idealnie koniec lata i to z samego rana. Do Nakła z Gdańska ponad 200 kilometrów, a poranki nie rozpieszczają. Na szczęście na dwa dni przed wyjazdem, prognozy ustabilizowały nasze emocje i nerwy, a już dzień przed byliśmy skłonni nie zabierać nawet przeciw deszczówek. Oczywiście wylądowały one w bagażu, bo przezorny zawsze ubezpieczony.
Jak już mówiłem do Nakła wystartowaliśmy o 9 rano, tak aby spokojnie zdążyć na mszę o 12. Tomek przyjechał w okolice już dzień wcześniej, a Andrzej miał niecałą setkę z Gniezna, więc jechał na spokojnie, oczywiście o Grzesiu nie wspominam, musiał tam być bo tam mieszka. Nam udało się prawie zdążyć na paradę startującą o 11, czyli czas rewelacyjny, biorąc pod uwagę jeden pit stop. Skoro nam się nie udało, to od razu podjechaliśmy pod kościół, było już paru motonitów, więc trafiliśmy wzrokowo :)
Po paru chwilach nadjechała cała "banda", powiem szczerze nie spodziewałem się tak licznej kolumny. Wszystko na pełnej profesce, zabezpieczenie policji, prowadzący, wszytko jak należy.
Sama msza prowadzona przez księdza motocyklistę bardzo fajna, rzeczowa i odnosząca się do naszej pasjii. Ciekawe było, i to chyba lokalna tradycja, układnie kasków pod ołtarzem.


 Zbierano także na tacę, o przepraszam do kasków, z tym, że cel nie na kościół, a także jako tradycja na pomoc dla chorego dziecka z okolicy. W sumie uzbierano sporą sumę, która miejmy nadzieję wspomoże, przede wszystkim rodzinę chorego.
Po mszy, wszyscy ruszyli do maszyn, aby jak najprędzej udać się na miejsce samej imprezy. W sumie były cztery W800 i do tego wszystkie zielone, więc naprawdę wzbudziły zdziwienie, kiedy stały obok siebie i to każdy na innych blachach. Przecież nikt nie wiedział, że organizujemy sobie spotkanie (za wyjątkiem Grześka). Spod kościoła kolumna ruszyła, a jakże paradnie, na tor motokrosowy oddalony o parę kilometrów od centrum Nakła. Chłopaki z Sokołów postarali się i na miejscu wszystko było na medal. Na początek, kiełbaska, bigosik, chlebek ze smalcem, kaszaneczka, wszystko za free. Później dzik z rożna także za darmo, a do tego konkursy, muzyka i świetne towarzystwo. Nawet Grześkowi udało się chwile z nami posiedzieć. Po paru godzinach, z pełnymi brzuchami, niestety bez Andrzeja, który musiał wracać do domu i Grześka, który pełnił obowiązki gospodarza, udaliśmy się z Tomkiem i Elą, no i oczywiście moją cudowną żoną do niesamowitego miejsca, Pałacu w Runowie. Ale z nim o tym parę fotek:

 Zjazd na tor.

 Troszkę maszyn było.
 Jest i Grzegorz :)
    Andrzej odjeżdza. 

No to teraz o pałacu. Miejsce oddalone o paręnaście kilometrów od Nakła. Strona internetowa zapowiadała olbrzymi kompleks i rzeczywiście, kompleks ogromny, ale sam hotel, można rzec kameralny. Na terenie po pierwsze piękna aleja wjazdowa, ruiny starego pałacu, hotel, jeziorko, park, olbrzymia łąka z architekturą, własny warzywnik i owocnik :) Wszystko utrzymane w klimacie dawnych lat. Sam park zrobił na nas duże wrażenie, o reszcie kompleksu nie mówiąc. Pokoje nie za duże, ale czyste i przyjemne. Sala główna (restauracja) w fajnym klimacie i dobre jedzenie. Tak to był bardzo przyjemny wieczór w towarzystwie W maniaków. Miejsce naprawdę warte odwiedzin.










W drodze powrotnej udało nam się odwiedzić wystawę owczarków niemieckich, właściwie to zawody. I tam pożegnaliśmy się z Ela i Tomkiem. My wybraliśmy trasę przez Bory Tucholskie, a oni pojechali do rodziny w okolicach.
Mimo pogarszającej się pogody skręciliśmy na trasie do Fojutowa. Kolejne miejsce, które polecam, celem odwiedzin. Miejsce na miły spacer, ciekawe widoki, cuda techniki i miły wypoczynek, jeśli ktoś miałby ochotę. W Fojutowie zabawiliśmy około trzech godzin i to wystarczyło, aby ostatnie 100 kilometrów pokonywać w zimnie i wietrze, który nie pozwalał na szybka jazdę. Ale wyjazd jak najbardziej udany. Na koniec niech przemówią ponownie obrazy tym razem ruchome :) 

Film Tomka

Już na sam koniec września, udało mi się w końcu zebrać W maniaków z trójmiasta w jednym miejscu. Na spotkaniu Cafe, pojawili się Paweł i Maciek oraz ja, czyli trzy pod DeLuxe ( z tego co wiem jeszcze jeden W po mieście śmiga) Powiem Wam, że super było się spotkać i mam nadzieję, że teraz będzie nam już  łatwiej utrzymywać kontakt, co już stało się faktem, ale o tym w październikowym wydaniu ... :)
Lewa

1 komentarz: