... powoli się rozkręca, ale swój pierwszy raz w tym roku miałem dwa tygodnie temu. Już sobota była śliczna i właściwie trochę przegapiłem moment, nie chciało mi się wierzyć, że już można polatać, w tak właśnie było. Na facebooku ludzie zamieszczali foty z przejażdżek, a ja w puszce.
W niedzielę postanowiłem, że na mecz młodego pojadę na moto. Dla niego fajnie, bo pojechał samochodem,a dla mnie jeszcze lepiej bo na moto. Wiesia zimowała już trzeci raz, nigdy nie miała wyciągniętego akumulatora, a jedyny przegląd jaki robię, to sprawdzam, czy klemy nie zaśniedziały. Jak co roku byłem święcie przekonany, że przyjdę, przekręcę kluczyk i cyk. A tu niespodzianka, po paru obrotach moto odpalił, ale za nic w świecie nie chciał wejść na obroty, a z rur dochodziły głuche wybuchy. Wyłączyłem zapłon i spróbowałem jeszcze raz, efekt natychmiastowy, zakręcenie i .... zapaliło się FI :) A tu Cie mam pomyślałem. Problem stary jak W 800. Wyłączenie ponowne, sprawdziłem jak pracuje sprężyna przepustnicy, wszystko ok, stan smaru ok, ale jakby ciężko chodziło. Rozruszałem ręcznie, po paru ruchach wróciło do normy, czyli z lekki oporem. Kluczyk, zapłon i .... od pierwszego strzału i po 2 sekundach zaczął wchodzić na normalne obroty. Dałem mu chwilę popracować aby złapał temperaturę i sprawdziłem reakcję na ruch manetki. Wszystko w porządku, można jechać.
W ten weekend odpalił już bez problemu. Skąd taka reakcja? Stawiam na trzy możliwe sytuacje. Po pierwsze, swoje już ma, więc może to to. Po drugie nie odpalałem go od listopada, a w poprzednich latach, czasami dałem mu pooddychać, po trzecie w końcu, modyfikacja wydechu. Stawiam na drugą opcję i tej wersji będę się trzymał.
Co do samej przejażdżki. W miarę szybko i intensywnie, ale nie za długo. Temperatura oscylowała w granicach 5 stopni, a jak wracałem więcej niż 3 nie było. Trasa w sumie z 12 kilometrów ze spotkanie z chłopakami. Zimno ale i tak rewelacja.
Ten weekend to już inna bajka. Zaczęło się od soboty i wyprowadzenia na spacer Orła żony. Tego trzeba było pokręcić, ale po chwili złapał oddech i kręcił się już sam. Trochę czasu potrzebował, żeby pozwolić na pokręcenie manetką, ale jak już wyraził zgodę był skory do współpracy. Samo odpalenie to za mało więc spacerek, mały 10 kilometrów. W sobotę było 10 stopni, ale wiało strasznie, więc ta 10 przy tempie 80-90 wystarczyła. Jak to fajnie się prowadzi.
Niedziela to już inna bajka, 15 stopni w cieniu, rewelacja, wiało, ale nie było czuć chłodu, po prostu bajka. Spotkanie przy DeLuxe i jazda. Najpierw na Westerplatte, później Obwodnica Południowa i mała rundka po Kaszubach. W sumie 70 kilometrów w siodle. Byłoby więcej, ale czas było wracać do domu, obowiązki wzywały. Czas już planować więcej wolnego na latanie. Pozdrowienia dla ekipy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz