wtorek, 18 października 2011

Udany, mroźny weekend

W sobotę o 10 wraz z żoną byliśmy już w drodze do Starogardu. Pogoda śliczna, słoneczko świeciło i nic nie zapowiadało, że aż tak przemarzniemy. Ponieważ było to moje pierwsze doświadczenie z taką aurą, staraliśmy się przygotować się na tą sytuację jak najlepiej. Ciepłe ciuszki, dodatkowe docieplenie w postaci ciepłej bielizny i ostatni zakup, osłony twarzy, dokonany w Tchibo.
Nie do końca wszystko zdało egzamin, z temperaturą jak widać takimi środkami się nie wygra. W zasadzie ja, za wyjątkiem rąk nie odczułem dokuczliwego zimna i jazda wydawała się w miarę komfortowa do 90 km/h. Żona troszkę gorzej, na co wpływ miała chyba pozycja i brak możliwości zmiany pozycji. Była natomiast bardzo dzielna i nie dała po sobie tego poznać.
W czasie przelotu na trasie zrobiliśmy jeden przystanek na dotankowanie i dalej w drogę. Przed 11 byliśmy na miejscu. Przywitanie, teść odpala Hondę i lecimy dalej. Zaliczyliśmy objazdówkę po mieście i mały wypad przez Jabłowo, dalej nową „schetynówką” na Koteże. Bardzo fajny odcinek po idealnie płaskim asfalcie z masą zakrętów. Naprawdę fajna trasa. W drodze powrotnej, zaliczamy kawkę w pracy u teściowej. Wracamy do domu rodziców, chwila odpoczynku, obiadek i startujemy w drogę powrotną.
Na trasie do Gdańska nie zatrzymujemy się i da się jechać troszkę szybciej, temperatura zdecydowanie bardziej komfortowa, mimo, że różnica zaledwie dwu trzech stopni, a jaka różnica. Dłonie też zdecydowanie lepiej (trzeba pomyśleć o cieplejszych rękawiczkach). Natomiast osłony z Tchibo zdały egzamin wzorowo. Przy otwartym kasku taki wynalazek to super rzecz, a biorąc pod uwagę cenę w porównaniu z dedykowanymi dla motocyklistów dodatków, rewelacja.
Sobotni wieczór, a nawet pół nocy spędzamy ze znajomymi przy winie. Wydawało się, że nie damy rady wysiedzieć nawet godziny, ale mimo zmęczenia i przemarznięcia naładowani pozytywną energią dotrzymujemy kroku. Sen po takim dniu to bajka, no i w końcu ciepełko J
W niedzielę, żona wybiera dbanie o linię na siłowni, a ja robię wypad na miasto. Nauczony doświadczeniem czekam do południa. Niedziela zaskakuje jeszcze lepszym klimatem. Dwie godzinki po trójmieście, masa mijanych motocyklistów utwierdza mnie w przekonaniu, że nie zwariowałem jeżdżąc przy 10 stopniach. W sumie weekend z przejechanymi ponad 200 kilometrami, z czego 150 z żoną.
Dziś też pojechałem do pracy na Wiesi. O 7:30 niestety temperatura oscylowała w granicach zera. I znów mogę narzekać jedynie na rękawice. 10 kilometrów po mieście nie sprawia problemu nawet w takiej temperaturze. Popołudniowy powrót to już bajka, oczywiście patrząc na poranny chłód, mimo silnego wiatru, ale to już przecież ćwiczyłem. Do 3000 na liczniku pozostało 40 kilometrów, mam nadzieję, że weekend będzie na tyle pogodny, że uda się przekroczyć tę wartość.
Przy okazji wpisu, chciałbym pogratulować szwagrowi zdania na prawko kategorii A. Mam nadzieję, że na wiosnę polatamy razem, a wspólne wypady pozwolą na lepszy kontakt.
Lewa w górę ….. i do przodu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz