W
sobotę o 10 wraz z żoną byliśmy już w drodze do Starogardu. Pogoda
śliczna, słoneczko świeciło i nic nie zapowiadało, że aż tak
przemarzniemy. Ponieważ było to moje pierwsze doświadczenie z taką aurą,
staraliśmy się przygotować się na tą sytuację jak najlepiej. Ciepłe
ciuszki, dodatkowe docieplenie w postaci ciepłej bielizny i ostatni
zakup, osłony twarzy, dokonany w Tchibo.
Nie
do końca wszystko zdało egzamin, z temperaturą jak widać takimi
środkami się nie wygra. W zasadzie ja, za wyjątkiem rąk nie odczułem
dokuczliwego zimna i jazda wydawała się w miarę komfortowa do 90 km/h.
Żona troszkę gorzej, na co wpływ miała chyba pozycja i brak możliwości
zmiany pozycji. Była natomiast bardzo dzielna i nie dała po sobie tego
poznać.
W
czasie przelotu na trasie zrobiliśmy jeden przystanek na dotankowanie i
dalej w drogę. Przed 11 byliśmy na miejscu. Przywitanie, teść odpala
Hondę i lecimy dalej. Zaliczyliśmy objazdówkę po mieście i mały wypad
przez Jabłowo, dalej nową „schetynówką” na Koteże. Bardzo fajny odcinek
po idealnie płaskim asfalcie z masą zakrętów. Naprawdę fajna trasa. W
drodze powrotnej, zaliczamy kawkę w pracy u teściowej. Wracamy do domu
rodziców, chwila odpoczynku, obiadek i startujemy w drogę powrotną.
Na
trasie do Gdańska nie zatrzymujemy się i da się jechać troszkę
szybciej, temperatura zdecydowanie bardziej komfortowa, mimo, że różnica
zaledwie dwu trzech stopni, a jaka różnica. Dłonie też zdecydowanie
lepiej (trzeba pomyśleć o cieplejszych rękawiczkach). Natomiast osłony z
Tchibo zdały egzamin wzorowo. Przy otwartym kasku taki wynalazek to
super rzecz, a biorąc pod uwagę cenę w porównaniu z dedykowanymi dla
motocyklistów dodatków, rewelacja.
Sobotni
wieczór, a nawet pół nocy spędzamy ze znajomymi przy winie. Wydawało
się, że nie damy rady wysiedzieć nawet godziny, ale mimo zmęczenia i
przemarznięcia naładowani pozytywną energią dotrzymujemy kroku. Sen po
takim dniu to bajka, no i w końcu ciepełko J
W
niedzielę, żona wybiera dbanie o linię na siłowni, a ja robię wypad na
miasto. Nauczony doświadczeniem czekam do południa. Niedziela zaskakuje
jeszcze lepszym klimatem. Dwie godzinki po trójmieście, masa mijanych
motocyklistów utwierdza mnie w przekonaniu, że nie zwariowałem jeżdżąc
przy 10 stopniach. W sumie weekend z przejechanymi ponad 200
kilometrami, z czego 150 z żoną.
Dziś
też pojechałem do pracy na Wiesi. O 7:30 niestety temperatura
oscylowała w granicach zera. I znów mogę narzekać jedynie na rękawice.
10 kilometrów po mieście nie sprawia problemu nawet w takiej
temperaturze. Popołudniowy powrót to już bajka, oczywiście patrząc na
poranny chłód, mimo silnego wiatru, ale to już przecież ćwiczyłem. Do
3000 na liczniku pozostało 40 kilometrów, mam nadzieję, że weekend
będzie na tyle pogodny, że uda się przekroczyć tę wartość.
Przy
okazji wpisu, chciałbym pogratulować szwagrowi zdania na prawko
kategorii A. Mam nadzieję, że na wiosnę polatamy razem, a wspólne wypady
pozwolą na lepszy kontakt.
Lewa w górę ….. i do przodu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz