wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku

Kolejny rok mojej przygody ma się ku końcowi. To był dobry rok, choć mógłby być lepszy :) Przelatane masę kilometrów, wypad w Bieszczady, organizacja I Zlotu Kawasaki W, fajne zakończenie sezonu u Nadnoteckich Sokołów, organizowanie się grupy Cafe maniaków w Trójmieście. Mam nadzieję, że przyszły rok również przyniesie wiele tras i masę miłych wspomnień, które będę mógł tutaj utrwalić.
Życzę Wam spokojnych i spędzonych w rodzinnej atmosferze Świąt a w Nowym Roku spełnienia marzeń (planów) i tysięcy nawiniętych kilometrów.


Do zobaczenia na trasie.
LWG

Przy okazji link do zdjęć z Motowigili, tradycyjnie już organizowanej przez M3M.
https://plus.google.com/photos/106338945320253552848/albums/5960864892535227777

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Pierwsza ingerencja, inaczej mod, w mechaniczne aspekty Wiesi :)

Od dłuższego czasu chodziły mi po głowie pewne zmiany, jakie można by wprowadzić w motocyklu, dla polepszenia osiągów czy ogólnego jego odbioru.
Od samego początku zaś największym problemem był wydech, może nie jego wygląd, ale efekty dźwiękowe a w zasadzie ich brak. Dwa i pół sezonu poszukiwań i oczekiwanie na akcesoryjny wydech w rozsądnych pieniążkach. Najtaniej oferował swoje cudo polski producent wydechów, niestety system nie wyglądał dobrze, a do tego był przystosowany do wymagań W650 i nie przewidywał czujnika tlenu, do tego to nadal ponad 2000 zł. Można tez było zaryzykować z systemami 2in1, o których pisałem w jednym z postów, albo wydać 6000 na Remusa.
Co jednak kiedy nie mamy tyle kasy, albo po prostu nie oczekujemy typowych basowych, czy tez maga hałasujących kominów? Pozostaje doświadczenie innych użytkowników oraz morze informacji w sieci. Po raz pierwszy z podobnym rozwiązaniem spotkałem się już na I Zlocie. Stefan posiada zmodyfikowanego przez dealera W. W jego przypadku, mechanicy dość niedbale ponawiercali otwory w końcówce rur wydechowych, kiedy okazało się, że nie przynosi to efektu, wycięli całkiem końcówki i wyciągnęli znajdujące się w środku rurki wyciszające. Stefan nie był do końca zadowolony i skrócił wydechy tak, aby linia cięcia sięgała za obszar spawu (trzymania) tych wewnętrznych rurek.
Dźwięk jak otrzymał, osobiście przypadł mi do gustu i już wtedy postanowiłem, że jeśli nie znajdę niczego ciekawego to po okresie gwarancji postąpię podobnie. Dokładnie to samo rozwiązanie zastosował Maciek, z tym że nie bawił się w wyciąganie, a od razu skrócił wydech za linie spawu i pozbawił układ dodatkowego balastu. Zwrócił tez uwagę na głośną, metaliczną pracę wydechu na ssaniu, która zanika po rozgrzaniu układu i co ważne na uczucie oddawania większego momentu, szczególnie w zakresie średnich obrotów, czyli tych wykorzystywanych w codziennej jeździe. Zakładałem, że tak właśnie jest, ponieważ jest to bardzo doświadczony motocyklista.
Byłem już wstępnie umówiony z Maćkiem na podobny zabieg w mojej Wiesi, niestety nie starczyło sezonu i czasu, aby wprowadzić plan w życie.
W międzyczasie jeden z użytkowników W 800 zamieścił film, na którym pokazał i wyjaśnił jak to zrobić szybko, tanio i sprawnie. Pozwolę sobie na przekazanie tego sposobu w naszym języku i z pewnymi dodatkowymi sugestiami. Wykonanie operacji to 5 minut, ale u mnie trwało to troszkę ponad godzinę, bo zabezpieczyłem efekty pracy.
Czego potrzebujemy:
1. Wiertarka
2. Piła otworowa 35 mm
3. Uchwyt mocujący do piły otworowej.
4. Okrągły pilnik do metalu ( nie musi być konieczny)


Składamy to w całość, dbamy o prąd, żeby był, wkładamy w końcówkę wydechu i piłujemy. Starajmy się, 35 mm to niedokładne wymiary otworu, aby szczególnie na spodniej części wydechu wyciąć wszystko dobrze. Uchroni nas to potem od szlifowania, a pozostawienie "ranciku" może powodować zbieranie wilgoci. Materiał wspawanej rurki nie jest gruby, więc trwa to dosłownie sekundy. Sugeruję nie dociskania z całą siłą, po pierwsze, może się zablokować piła, a po drugie możemy za daleko wepchnąć odpiłowaną rurkę. Wyciągamy rurkę i przechodzimy do drugiego tłumika, powtarzając operację.
Teraz czas na rzecz, o której w filmie nie było. Trzeba zadbać o to żeby nic nie rdzewiało. Piłując zawsze naruszymy jakieś powłoki, a jeśli nie uda nam się dobrze wyciąć, trzeba pomachać troszkę pilnikiem, aby pozbyć się rantu.
Mi się w miarę udało i choć zostały małe ranty, nie będą one blokować wilgoci. Do zabezpieczenia końcówki wykorzystałem Śnieżkę srebrzankę. Daje najlepsze efekty przy dwukrotnym malowaniu i stąd ta godzina :) Przy okazji przemalowałem także łącznik wydechów, bo nie wyglądał za ciekawie.



No dobra czas na efekty, może w punktach :
1. Słychać jak pracuje :) - nie jest to głośno, ale słychać.
2. Nie zmieniłem długości wydechu - moim zdaniem, nie ma tego metalicznego pogłosu, jaki jest u Maćka, ale fakt, po rozgrzaniu się wycisza.
3. Wzrost mocy, a właściwie momentu - opierająca się na odczuciach Maćka i filmikowi, na którym przeprowadzono pomiary na hamowni, wzrost momentu w zakresie 2500-3500 obrotów jest wyższy o 4 Nm, czyli wzrasta o około 7 % i jest wyższy w całym zakresie obrotów.
4. Koszt 40-60 zł.

No dobra, ale jak to gra. Filmik po modyfikacji, tylko wolne obroty, jak nakręcę coś w locie i przy obciążeniu to zamieszczę.
 
    Gdyby ktoś chciał wykorzystać piłę otworową i mocowanie, prześlę po kosztach paczki :)

wtorek, 26 listopada 2013

Święto Niepodległości.

Jak to się mówi, Polska wolny kraj i każdy spędza to święto wedle uznania. Jedni idą się pobić z policją inni na spacer z Prezydentem RP. Najważniejsze jednak, aby pamiętać i szanować istotne dla nas daty, choć ta akurat nie do końca wpisuje się w samo święto, chociaż jest blisko :)
Dla nas, już od wielu lat w ten dzień jest tylko jedna opcja ... "Parada Niepodległości". Zanim staliśmy się właścicielami moto, chadzaliśmy na piechotkę. Teraz już drugi raz wybraliśmy się na Wiesi.
Do samego końca zastanawialiśmy się czy jechać, pogoda nie zapowiadała się zbyt ciekawie, a nad ranem nawet popadało. Decyzja zapadała i wyjechaliśmy pod Stację DeLuxe, gdzie byliśmy umówieni ze znajomymi. Pierwsze odczucia pozytywne, ciepłe ubranie i niezbyt duże tempo więc było ok. Zgarnęliśmy brygadę i prosto na miejsce zbiórki. Najgorsze w tym wszystkim to to, że trzeba prawie godzinę czekać zanim parada ruszy, a trzeba być wcześniej, żeby dojechać na czoło parady, gdzie zawsze są motocykle. Ta godzina odbiła się niestety na komforcie termicznym, a najbardziej dała się we znaki w czasie powrotu do domu.
Czas oczekiwania spędziliśmy na pogadankach, poznaniu nowych ludzi, a moja żona na robieniu "portretów koni" :)

Sama parada w tym roku była krótka, natomiast na Targu Węglowym organizacja o niebo lepsza niż w zeszłym roku. Wszystko ładnie porozdzielane, zaplanowane miejsce dla samochodów i miejsc gdzie wystawiali się odtwarzający życie z dawnych lat. Bardzo duża liczba osób biorących udział w paradzie to duży plus, oby ta tradycja rozwijała się jak najbardziej. I najważniejsze, było spokojnie.


To chyba ostatnia przygoda w tym roku. W zasadzie są jeszcze motomikołaje, ale w tym roku w fatalnym terminie i niezbyt zachęcającej atmosferze. Na szczęście 8 grudnia moto3miasto organizuje własną imprezę mikołajkową i nawet jeśli nie będę w niej uczestniczył czynnie, to na pewno ją wesprę i Was do tego zachęcam, gdyby ktoś nie znał adresu : http://www.moto3miasto.pl/portal.php

Wiesia już zatankowana pod korek i czeka na dokładne czyszczenie i smarowanie, ponieważ minęła już gwarancja czas też na małe mody, tym razem mechaniczne, aby na wiosnę miała ciut więcej wigoru i charakteru. Ale o tym wszystkim na pewno Was poinformuję :)
LWG

 

czwartek, 21 listopada 2013

Szopa u Piotra, czyli wszystko dla Cafe maniaka :)

Witajcie
Październik to miesiąc dla mnie nieistotny z punktu widzenia motocyklisty. Ponieważ był to już trzeci październik jak motocyklisty wiem co mówię. Najczęściej pada ( w tym roku wyjątkowo nie), robi się ciemno i zimno, a ilość przejechanych na moto kilometrów drastycznie spada. Wyjazdy ograniczają się do przewietrzenia moto i ciuchów i krótkich wypadów w niezbyt odległe zakątki Trójmiasta. Są oczywiście i tacy, którzy śmigają nadal, dla mnie to już nie jest przyjemne. To najsmutniejszy miesiąc, gdzie powoli żegnam się z moto i przygotowuję do zimowania.
Ale, tym razem na początku października udało się zorganizować jeszcze jeden wypadzik z ekipą cafe 3 miasto. Darek polecił nam miejsce wprost wymarzone dla każdego wielbiciela motocykli. Szopa u Piotra bo tak to miejsce nazywamy, znajduje się pomiędzy Tczewem na Starogardem Gdańskim (dokładnego miejsca nie podam, ale gdy ktoś chciał się wybrać niech się komunikuje ze mną). Miejsce z tych " na końcu świata". Przejazd dobrych parę kilometrów przez lasy, co akurat fantastycznie urozmaiciło wyjazd.
No dobra ale od początku. W ostatni wrześniowy weekend umówiliśmy się, że odwiedzimy Piotra. Darek miał zorganizować spotkanie, tak na 11, bo rano przecież już zimno. Stanęło na tym, że mamy być na 10 w niedzielę na miejscu, więc wyjazd 8:30 spod DeLuxe, a to przecież jesienią prawie środek nocy :)
W sumie na starcie stawiło się 5 maszyn, a w Pruszczu dołączyła kolejna dwójka. I tak siedmiu wspaniałych pomknęło w nieznane (drogę znał tylko Darek). Było zimno, ale trasa pusta i jechało się w miarę ok, tempo typowo wypoczynkowo-turystyczne, czyli zgodnie z przepisami. Maszyny, dwa W 800, Truxton, GL 1000, piękna cafe XV i dwa Hornety. Zjazd z głównej trasy nie zapowiadał tego co czekało za chwilę. Droga wiodła przez las, mimo dość twardej nawierzchni, zakręty i niektóre proste, to "ruchome piaski", nie był to łatwy odcinek, szczególnie dla XV na szerokim kapciu. Prędkości spadły zdecydowanie, na szczęście W ma głęboki bieżnik, no i przydały się lekcje na crossie u Tomka :)
Cali i szczęśliwi dotarliśmy pod domostwo. To nie była szopa, lecz przerobione hale rolnicze na trzy spore garaże, wypełnione po brzegi motocyklami i motorowerami, o przekroju lat produkcji 1950 - 2011, z czego zdecydowana większość to lata 70 i 80. Stan techniczny większości nazwałbym złomem, ale gdyby złożyć z tego coś sensownego, wyszłoby sporo prawie nowych maszyn. Oczy świeciły się każdemu z nas, każdy znalazł coś dla siebie, ale zakup tego dnia był tylko jeden, Maciek kupił starego Komara.
Są w tej "szopie" sprzęty warte sporo kasy, między innymi CB750 0, czyli pierwsza wersja na szprychowanych kołach, ale też taki właśnie Komar. Poniżej parę sprzętów, które nas oczarowały:

   GPZ 900R - Pamiętacie TopGun, no to właśnie tam śmigał na nim Tom. Wygląd zewnętrzny to po prostu bajka, sprzęt jakby wyjechał z salonu. Nie pamiętam ile miał przejechane, ale to naprawdę było niewiele. Niestety moto od nastu lat po prostu stało w suchym i ciepłym pomieszczeniu. Mechanicznie jedna wielka niewiadoma, bak cały zardzewiały od środka. Natomiast gdybym miał duży salon już stałby w nim jako eksponat.

 BMW R60/5 - cudo z patentem prędkościomierza i obrotomierza w lampie.

Honda CB 750 - takich było kilka :)

No i faworyt Szymona i mój Ducati 750 ss - na chodzie, świetnie utrzymany i w dobrej cenie. Gdyby mieć tylko gdzie go trzymać :)

W sumie spędziliśmy tam trzy godziny, a i tak obejrzeliśmy niewielką część kolekcji, uzupełnioną o ciuchy, kaski i ..... rowery, kolejna pasja właściciela. Ponieważ co chwila pojawiają się i znikają sprzęty, na pewno odwiedzę to miejsce jeszcze nie raz.
Wracaliśmy z tego miejsca zaczarowani, obraliśmy trasę przez Pelplin i Starogard, po drodze zatrzymując się na obiad i rozmów o tym co zobaczyliśmy i co byśmy z tym zrobili nie było końca. Wspaniała wycieczka, która niestety może w przyszłości przynieść dziury w budżecie domowym :) 

LWG

środa, 13 listopada 2013

Nowa kolekcja Kawasaki "Prawie jak Triumph"

Kawasaki wprowadza nową kolekcję ciuszków. W końcu dostrzegli potencjalny rynek tzw. vintage.
Pojawiło się dość sporo tego typu koszulek, koszul czy t-shirt'ów. W tytule prawie jak Triumph, ale trochę jeszcze brakuje.
Fajnie, że kolekcja reklamowana jest wraz z W 800, choć pasuje także do klimatu Zephyra. Poniżej parę fotek z kampanii promocyjnej. Cała kolekcja dostępna już na stronie Kawasaki.









Przy okazji nowe malowanie W na 2014 rok:
I nowe malowanie Special Edition:
Jak Wam się podobają ?


wtorek, 22 października 2013

Wrzesień ...

... kurczę, obiecałem sobie, że nie będę zwlekał i zaraz po zakończeniu wpisów sierpniowych wezmę się za wrzesień. I co? No jak to co, popsuła mi się klawiatura :) A tak na poważnie, totalny brak czasu, rozpoczęła się liga, treningi, a czas na jazdę i pisanie ograniczył się do weekendów. I tak właśnie tekst powstaje w czasie, dość rozciągniętym jak na tak krótki okres.
Z założenia, zadam pytanie. Pamiętacie jaki był wrzesień, chodzi o pogodę. No właśnie. Jedyny czas w którym można było pośmigać wykorzystałem na udział w Mistrzostwach Polski Oldbojów w Koszykówce. Tak, łapię się już na oldboja, ale z młodymi też jeszcze pogrywam.

Ekipa :)
Zaraz po powrocie z mistrzostw, pogoda stwierdziła, że nie będę jeździł a już na pewno nie dalej niż do pracy i z powrotem.Na szczęście udało się parę razy spotkać z chłopakami z Cafe 3 Miasto, no i planowane było pożegnanie lata u Grześka z Nadnoteckich Sokołów.
Nawet nie muszę pisać jak bacznie były obserwowane prognozy pogody na parę dni przed wyjazdem. Planowany start to 21 września, czyli idealnie koniec lata i to z samego rana. Do Nakła z Gdańska ponad 200 kilometrów, a poranki nie rozpieszczają. Na szczęście na dwa dni przed wyjazdem, prognozy ustabilizowały nasze emocje i nerwy, a już dzień przed byliśmy skłonni nie zabierać nawet przeciw deszczówek. Oczywiście wylądowały one w bagażu, bo przezorny zawsze ubezpieczony.
Jak już mówiłem do Nakła wystartowaliśmy o 9 rano, tak aby spokojnie zdążyć na mszę o 12. Tomek przyjechał w okolice już dzień wcześniej, a Andrzej miał niecałą setkę z Gniezna, więc jechał na spokojnie, oczywiście o Grzesiu nie wspominam, musiał tam być bo tam mieszka. Nam udało się prawie zdążyć na paradę startującą o 11, czyli czas rewelacyjny, biorąc pod uwagę jeden pit stop. Skoro nam się nie udało, to od razu podjechaliśmy pod kościół, było już paru motonitów, więc trafiliśmy wzrokowo :)
Po paru chwilach nadjechała cała "banda", powiem szczerze nie spodziewałem się tak licznej kolumny. Wszystko na pełnej profesce, zabezpieczenie policji, prowadzący, wszytko jak należy.
Sama msza prowadzona przez księdza motocyklistę bardzo fajna, rzeczowa i odnosząca się do naszej pasjii. Ciekawe było, i to chyba lokalna tradycja, układnie kasków pod ołtarzem.


 Zbierano także na tacę, o przepraszam do kasków, z tym, że cel nie na kościół, a także jako tradycja na pomoc dla chorego dziecka z okolicy. W sumie uzbierano sporą sumę, która miejmy nadzieję wspomoże, przede wszystkim rodzinę chorego.
Po mszy, wszyscy ruszyli do maszyn, aby jak najprędzej udać się na miejsce samej imprezy. W sumie były cztery W800 i do tego wszystkie zielone, więc naprawdę wzbudziły zdziwienie, kiedy stały obok siebie i to każdy na innych blachach. Przecież nikt nie wiedział, że organizujemy sobie spotkanie (za wyjątkiem Grześka). Spod kościoła kolumna ruszyła, a jakże paradnie, na tor motokrosowy oddalony o parę kilometrów od centrum Nakła. Chłopaki z Sokołów postarali się i na miejscu wszystko było na medal. Na początek, kiełbaska, bigosik, chlebek ze smalcem, kaszaneczka, wszystko za free. Później dzik z rożna także za darmo, a do tego konkursy, muzyka i świetne towarzystwo. Nawet Grześkowi udało się chwile z nami posiedzieć. Po paru godzinach, z pełnymi brzuchami, niestety bez Andrzeja, który musiał wracać do domu i Grześka, który pełnił obowiązki gospodarza, udaliśmy się z Tomkiem i Elą, no i oczywiście moją cudowną żoną do niesamowitego miejsca, Pałacu w Runowie. Ale z nim o tym parę fotek:

 Zjazd na tor.

 Troszkę maszyn było.
 Jest i Grzegorz :)
    Andrzej odjeżdza. 

No to teraz o pałacu. Miejsce oddalone o paręnaście kilometrów od Nakła. Strona internetowa zapowiadała olbrzymi kompleks i rzeczywiście, kompleks ogromny, ale sam hotel, można rzec kameralny. Na terenie po pierwsze piękna aleja wjazdowa, ruiny starego pałacu, hotel, jeziorko, park, olbrzymia łąka z architekturą, własny warzywnik i owocnik :) Wszystko utrzymane w klimacie dawnych lat. Sam park zrobił na nas duże wrażenie, o reszcie kompleksu nie mówiąc. Pokoje nie za duże, ale czyste i przyjemne. Sala główna (restauracja) w fajnym klimacie i dobre jedzenie. Tak to był bardzo przyjemny wieczór w towarzystwie W maniaków. Miejsce naprawdę warte odwiedzin.










W drodze powrotnej udało nam się odwiedzić wystawę owczarków niemieckich, właściwie to zawody. I tam pożegnaliśmy się z Ela i Tomkiem. My wybraliśmy trasę przez Bory Tucholskie, a oni pojechali do rodziny w okolicach.
Mimo pogarszającej się pogody skręciliśmy na trasie do Fojutowa. Kolejne miejsce, które polecam, celem odwiedzin. Miejsce na miły spacer, ciekawe widoki, cuda techniki i miły wypoczynek, jeśli ktoś miałby ochotę. W Fojutowie zabawiliśmy około trzech godzin i to wystarczyło, aby ostatnie 100 kilometrów pokonywać w zimnie i wietrze, który nie pozwalał na szybka jazdę. Ale wyjazd jak najbardziej udany. Na koniec niech przemówią ponownie obrazy tym razem ruchome :) 

Film Tomka

Już na sam koniec września, udało mi się w końcu zebrać W maniaków z trójmiasta w jednym miejscu. Na spotkaniu Cafe, pojawili się Paweł i Maciek oraz ja, czyli trzy pod DeLuxe ( z tego co wiem jeszcze jeden W po mieście śmiga) Powiem Wam, że super było się spotkać i mam nadzieję, że teraz będzie nam już  łatwiej utrzymywać kontakt, co już stało się faktem, ale o tym w październikowym wydaniu ... :)
Lewa

wtorek, 1 października 2013

... cd sierpniowych przygód.

Co prawda mamy już październik, ale czas uzupełnić sierpniowe przygody, aby opisać co działo się we wrześniu. Ponieważ pamięć ludzka jest ułomna, a nie wszystko w naszym życiu ma większy sens, pozwolę sobie na uszczegółowienie najistotniejszych faktów oraz ich zobrazowanie.
Po powrocie z Mielna, nadszedł czas powrotu do pracy oraz nieoczekiwanego pogorszenia pogody. W zasadzie ponad dwa tygodnie śmigałem do pracy na moto, aby w weekend popatrzeć przez okno na wielgachne krople deszczu, poprzeszywane śmigającymi w stronę ziemi ognistymi kulami, kreskami i innymi tworami natury.
Mimo niesprzyjających warunków, coraz częściej i w coraz większym gronie zaczęliśmy spotykać się w nowej formule z użytkownikami i sympatykami stylu cafe. Wszystko zaczęło się na forum moto3miasto, Darek zaprosił chętnych na spotkanie. Pierwsze zgromadziło nas trzech, każde następne skutkowało kolejnymi sympatykami. Chętnych zapraszam na facebookowy profil, https://www.facebook.com/CR3Miasto?fref=ts , nie facebookowych będę starał się informować o imprezkach na blogu.
Ale, ale zanim o tym czas się cofnąć troszkę bardziej. Ostatnia impreza lata organizowana przez fundację Pana Władka, tym razem połączona została z festynem w Mierzeszynie. Pierwszy raz chęć udziału w imprezie zgłosiło tak wielu mo0tocyklistów, że kolumna jadąca z centrum do celu, była zdecydowanie nieprzepisowa. Na szczęście udało się dojechać bezpiecznie i ku uciesze dzieciaków całą bandą.
Tradycją stały się już obiecywane praz Pana Władka posiłki, ale i tym razem udało się mu nas zaskoczyć. Mimo wielu osób do wykarmienia jedzenie i deser były wyśmienite i wystarczyło dla wszystkich. Najedzeni, a co za tym idzie szczęśliwi zabraliśmy się do pracy, co ja osobiście wykonuję z największą przyjemnością.
Chętnych do jazdy z dziećmi było wielu, ale dzieci i młodzieży zdecydowanie więcej :) Tym razem była świetnie przygotowana, no może opracowana trasa długości może w obie strony 1,5 kilometra. W sumie pokonałem tą trasę około 30 razy. Jak zwykle na takich imprezach bawiłem się świetnie, a ilość rozdanych uśmiechów zrekompensowała zmęczenie. W drogę powrotną wraz z żoną wybraliśmy się zahaczając o kaszubskie trasy.
Ostatni dzień sierpnia to wyprawa z dwoma Darkami i Szymonem do Jeżewa. Odbywała się tam druga edycja rajdów ulicznych motocykli zabytkowych. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem spod Auchan, po drodze zgarniając Szymona. Dwie Hondy CX, Truxton Szymona i W. Pięknie i dostojnie z jedną przerwą zawitaliśmy do małego miasteczka o nazwie Jeżewo. Ku naszemu zaskoczeniu skierowano nas na boisko piłkarskie i ku jeszcze większemu zaskoczeniu boisko owo wypełnione było motocyklami z różnych epok, różnych klas i maści. A wszytko to dla jednego z niewielu w Polsce takich wydarzeń. Szczerze, organizacja bardzo fajna, scena, jedzonko, prowadzący, policja, wszystko jak należy. Ludzie przesympatyczni, totalnie odjechani i zakochani w motocyklach. Wielu z obecnych to ludzie startujący w takich wyścigach w całej europie. Sprzęty przygotowane na tip top. Same zawody odbywały się w prostej formule. Start wspólny, podział na kategorie pojemnościowe, ściganie po ulicach (zamkniętych dla ruchu), a o wyniku decydowała regularność okrążeń. Dźwięki i zapachy nie do opisania i chyba jedyne w swoim rodzaju odczucia słuchowe. Stać metr od ulicy i posłuchać dwu suwa z pustych wydechem, bezcenne :)
Po wyścigu wręczenie nagród i parada do pałacu oddalonego o 10 kilometrów. Ludzie z miasteczka zachwyceni, machali i cieszyli się na paradę i nikomu nie przeszkadzał hałas. W drodze do pałacu jednemu z Darków w CXie zabrakło paliwa. Na szczęście jeden z motocykli miał łatwo dostępny wężyk i udało się litr podebrać. W pałacu obiadek i lecimy do domu. Po drodze złapała nas ulewa, krótka, ale na tyle obfita w swym wyrazie, że jeszcze 100 kilometrów dalej, jadąc w słońcu nie byłem suchy. Tak właśnie zakończyły się wakacje, trasa ponad 300 km, super ludzie i mega zabawa.
Teraz Cafe racer 3 miasto zaczynają nowy etap, planując masę ciekawych rzeczy. Sam swoją osobą podpisuje się pod tymi działaniami i mam nadzieję czynnie brać w nich udział.