piątek, 9 września 2011

Koniec lata ?

Jak ten czas leci, ostatni wpis sześć dni temu. A działo się tyle, że już nawet nie pamiętam co? Na pewno był śliczny weekend……
  ….. w sobotę wybrałem się na Westerplatte. Organizowane były obchody rozpoczęcia II Wojny Światowej. Między innymi bieg na 10 kilometrów, w którym miała wystartować moja żona. Niestety po namowach trenera z fitness klubu, zrezygnowała. Niestety bieg spowodował przedłużające się zamknięcie dojazdu na półwysep. Jak to mawiają nie ma tego złego.. przy okazji postoju poznałem motocyklistę z kujawsko-pomorskiego dosiadającego Yamahę Midnight Star. Ciekawa i pouczająca rozmowa na temat czyszczenia i mycia chromów oraz przelotów po kraju. Co ciekawe, następny motocyklista, który myśli o zakupie klasyka J
  Jedną z ostatnich imprez była gra miejska, zorganizowana na terenie Westerplatte. Ciekawie zrealizowana, osadzona w klimacie tamtych lat. Między innymi zadania rzutu granatem, opatrywania, łączności za pomocą telefonów na przewodzie (tak takie kiedyś też były) kończąc na łamigłówkach matematycznych i z logistyki obronnej.
  Sobotniej jazdy było niestety mało, są jeszcze obowiązki domowe, dlatego w niedzielę postanowiłem wyruszyć już o 9. Na początek obrałem kierunek Przywidz. Śliczna pogoda, piękna trasa. Niestety nie obyło się bez niespodzianek. Na długości ok. 2, 5 kilometra „zaorano” asfalt, do tego wszystkiego na odcinku leśnym, gdzie światło robiło grę cieni. Prowadzenie motocykla w „szynach” nie jest przyjemne, a kiedy mamy się złożyć w zakręcie zaczynają się niespodzianki. Korekta na każdym winklu, na szczęście w krew wchodzi przeciwskręt.
  W drodze powrotnej odbijam w Kolbudach na Łapino i Żukowo. Po przejechaniu Łapina, znajduję się w innym świecie. Piękna płaska, szeroka droga po obu stronach pola i czasami drzewka, a do tego prawie każdy zakręt z widocznością tego co się za nim znajduje. Rewelacja, jak dotąd najlepszy kawałek drogi jakimi jechałem. I nie trzeba było gnać, po prostu jechało się wyśmienicie. Po dojechaniu do Żukowa obrałem kurs na Gdynię, zlot żaglowców. Niestety Gdynia zapchana na Maksa, mimo że motocyklem nie ma szans na szybki dojazd na skwer. Odpuszczam, szkoda czasu, lepiej pojeździć i wykorzystać pogodę. Reszta trasy po mieście. Nawet nie wiem kiedy na liczniku pokazało się 1150 kilometrów. Wynik ten oznaczał pierwszy przegląd.
  Bacznie obserwując pogodę, uprosiłem Michała z Marvela, aby przegląd odbył się we wtorek. Ja szczęśliwy, trasę do pracy (normalnie 45 minut) pokonałem w 15, rodzina niestety nie, musieli wyjść 20 minut wcześniej i jeszcze się spóźnili. A mówiłem żonie, kupmy kask i ciuszki …..
Po pracy na przegląd, po drodze a właściwie nie, ale dla mnie Wiesią jest zawsze po drodze, zahaczam o Gdynie i Matarnię. Zjazd na Czarny Dwór i oddajemy moto na serwis. Po 1, 5 godzinie gotowe. Oczywiście mam jeszcze masę pytań do szefa serwisu, tłumaczy wszystko i nie widać zniecierpliwienia. Jeszcze raz dzięki chłopaki za super obsługę.
  Teraz już mogę kręcić ……… a będzie ku temu okazja. Kolejny weekend zapowiada się pogodnie.
PS. Pamiętacie jak pisałem o wysokiej koleinie? Właśnie od Michała dowiedziałem się, że W 800 jest najlepiej reagującym sprzętem na koleiny jakim jeździli w Marvelu, a widać, że nie jednym sprzętem już śmigali.
Szerokości

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz