Wszystko się udało, ale dużo się działo. Najpierw jedziemy po
dokumenty, później do Urzędu Miasta, rejestrujemy. Ubezpieczamy, na
chwilę do domu, złapać oddech wypić kawę, wiecie jak fajnie jest w
urzędach :)
Sąsiedzi jadą ze nami po odbiór, dziękuję im bardzo,
przecież jeśli miałbym jechać w całym tym pancerzyku komunikacją miejską
to bym się chyba ugotował :) I tu dochodzimy do jedynie słusznej
szkoły, jeździmy tylko w odpowiednim ubraniu. Nie słuchajcie i nie
podpatrujcie chłopców w krótkich spodenkach i adidaskach, to co mamy na
sobie to jedyna "karoseria". Przy okazji chciałbym podziękować
sprzedawcy ze znanego sklepu dla motocyklistów, miły Pan nie wciskał mi
najdroższych ciuszków, bardziej skupił się na ich uniwersalności i
wygodzie. Powtórzę jego słowa, może nie dokładnie, "pojeździsz sezon,
zobaczysz czego chcesz i w czym chciałbyś jeździć".
Wracam do tematu :) Podbijamy kartę gwarancyjną, przykręcamy tablice i zaczynamy szkolenie z obsługi.
Szkolenie
treściwe, przekazujące wszystkie niezbędne i podstawowe elementy
obsługi motocykla. I tak połowy nie pamiętam, poczytam instrukcję, stres
a może i ciężki dzień od rana dają się we znaki.
Pierwsza jazda.
Teraz mam wrócić swoim już sprzętem do domu. Muszę przejechać przez
całe centrum w szczycie. W sumie ok 15 kilometrów przez miasto. Pierwsze
odpalenie, wcześniej oczywiście wyniesione z kursu nawyki, sprawdzam
hamulce, światła i ustawiam lusterka. Jedynka, elegancko, parę razy
ruszam i zatrzymuję się żeby wyczuć sprzęgło i hamulce. No to jazda w
miejską dżunglę. Pierwsze 200 metrów i stres mija, wszystko odpuszcza,
ten motocykl działa jak cudowny lek :) Biegi wchodzą idealnie, łatwo
panuejmy nad oddawaną mocą, poprostu bajka. Mam uczucie jakbym jeździł
na nim już dobre parę dni. A może to tylko efekt "podniecenia" :)
Dojeżdżam
pod dom bez niespodzianek, czy nieprzyjemnych zdarzeń. Chwila
odpoczynku, rodzinka i sąsiedzi oglądają sprzęt. Podoba się. No nie może
być inaczej :) Ubrano włóż i dalej w trasę. Nie mogę nie chcieć jechać
dalej, do zmroku jeszcze 2 godziny nie pada więc jadę.
Kiedy
ruszam, nawet nie myślę gdzie pojadę, okazuje się, że podświadomie
obieram kierunek do szkoły jazdy "Sokół", przy okazji dzięki dla Tomka i
Maćka za dobre przygotowanie do egzaminu, polecam. Udało się są obaj.
Moto się podoba i widać, a wiedząc jacy to zapaleńcy i entuzjaści
motocyklowi ich zdanie ma dla mnie duże znaczenie.
Kolejny cel
podróży nasuwa się jak poprzedni, intuicyjnie pędzę pokazać sprzęt
mamie. Widać, że się boi o mnie, ale cieszy się ze mną i stara się tego
nie pokazywać. W sumie dzień pierwszy kończę z 50 kilometrami na
liczniku jazdy po miejskiej dżungli. Dziś wypad za miasto....
Na koniec "Wiesia" i ja :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz