poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Weekendowe latanie

Jak to w życiu bywa okazało się, że sobota była upalna i duszna. Po ogarnięciu spraw domowych i sprawdzeniu prognozy pogody, miało zacząć padać ok. 23, o siedemnastej zakładam „zbroję” i w drogę. Obieram kierunek sopocki, miał tam o 18 zacząć się „Dzień motocyklisty” organizowany przez Moto Akcesoria. Niestety impreza przesunęła się na 21. Droga w stronę Sopotu to „jazda przez mękę”. Gorąco, parno, powietrze stoi, nawet w czasie jazdy opływające mnie podmuchy nie dają uczucia komfortu. Wniosek, należy na przyszły sezon zaopatrzyć się w bardziej letnie ciuszki J.
      Skoro impreza przełożona a o 23 ma padać, jadę dalej w kierunku Gdyni. Zahaczam o Bulwar Nadmorski oraz Skwer Kościuszki. W drodze powrotnej, już zdecydowanie przyjemniej termicznie, zahaczam o KFC koło HD w Oliwie. Zauważyłem, że na terenie salonu jest jeszcze jeden ze sprzedawców, z którym miałem kontakt w czasie poszukiwania sprzętu dla siebie. Podjechałem, aby powiedzieć, że wybrałem właśnie Wiesię. O klasie człowieka niech świadczy fakt, że pogratulował i stwierdził, że jest fajny. A przecież stracił klienta, przynajmniej na jakiś czas. Powrót do domu, pifko i postanowienie, że niedziela rozpocznie się przejażdżką za miasto.
      Niedzielny poranek zaskakuje odczuciami termicznymi, jest po prostu zimno. W sobotę 30 a w niedziele 15 stopni. Już w drodze do garażu, zastanawiam się czy przypadkiem dziś nie przydała by się podpinka. Już w trasie okazuje się, że to wcale nie był taki idiotyczny pomysł. Ruszam w trasę, najpierw stacja i ostatnie przemyślenia gdzie się wybrać? No dobra, Kartuzy, dawno nie jechałem w tą stronę a z tego co pamiętam trasa jest fajna.
       W stronę Kartuz swoim pasem jadę sam, nikogo poruszającego się w tym kierunku z naprzeciwka parę samochodów, żadnego motocyklisty. Chyba jest za wcześnie J. Trasa bardzo fajna na moto, troszkę zakrętów, troszkę prostych, szczególnie ta przed samymi Kartuzami. Kiedy docieram na miejsce, mimo delikatnego przemarznięcia lecę dalej. Obieram trasę na punkt widokowy i trochę po leśnych trasach. Trafiam na odcinek „piaszczysto - błotny”  i o dziwo Wiesia daje radę. Opony w które jest wyposażona sprawdzają się w tym terenie wyśmienicie, zero poślizgu czy utraty przyczepności. Po powrocie na asfalt specyficzne „mlaskanie” strącanego z bieżnika błota. W drodze powrotnej jadę w sentymentalne dla mnie miejsce, pod pałac w Leźnie, nie mogę sobie odmówić zrobienia fotki Wiesi z pałacem w tle. Mimo lekkiego zmarznięcia to jak do tej pory najlepsza przejażdżka. Motocykl słucha się coraz bardziej, przeciwskręty stają się naturalne. Banan na twarzy coraz większy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz