Jak
to w życiu bywa okazało się, że sobota była upalna i duszna. Po
ogarnięciu spraw domowych i sprawdzeniu prognozy pogody, miało zacząć
padać ok. 23, o siedemnastej zakładam „zbroję” i w drogę. Obieram
kierunek sopocki, miał tam o 18 zacząć się „Dzień motocyklisty”
organizowany przez Moto Akcesoria. Niestety impreza przesunęła się na
21. Droga w stronę Sopotu to „jazda przez mękę”. Gorąco, parno,
powietrze stoi, nawet w czasie jazdy opływające mnie podmuchy nie dają
uczucia komfortu. Wniosek, należy na przyszły sezon zaopatrzyć się w
bardziej letnie ciuszki J.
Skoro
impreza przełożona a o 23 ma padać, jadę dalej w kierunku Gdyni.
Zahaczam o Bulwar Nadmorski oraz Skwer Kościuszki. W drodze powrotnej,
już zdecydowanie przyjemniej termicznie, zahaczam o KFC koło HD w
Oliwie. Zauważyłem, że na terenie salonu jest jeszcze jeden ze
sprzedawców, z którym miałem kontakt w czasie poszukiwania sprzętu dla
siebie. Podjechałem, aby powiedzieć, że wybrałem właśnie Wiesię. O
klasie człowieka niech świadczy fakt, że pogratulował i stwierdził, że
jest fajny. A przecież stracił klienta, przynajmniej na jakiś czas.
Powrót do domu, pifko i postanowienie, że niedziela rozpocznie się
przejażdżką za miasto.
Niedzielny
poranek zaskakuje odczuciami termicznymi, jest po prostu zimno. W
sobotę 30 a w niedziele 15 stopni. Już w drodze do garażu, zastanawiam
się czy przypadkiem dziś nie przydała by się podpinka. Już w trasie
okazuje się, że to wcale nie był taki idiotyczny pomysł. Ruszam w trasę,
najpierw stacja i ostatnie przemyślenia gdzie się wybrać? No dobra,
Kartuzy, dawno nie jechałem w tą stronę a z tego co pamiętam trasa jest
fajna.
W
stronę Kartuz swoim pasem jadę sam, nikogo poruszającego się w tym
kierunku z naprzeciwka parę samochodów, żadnego motocyklisty. Chyba jest
za wcześnie J.
Trasa bardzo fajna na moto, troszkę zakrętów, troszkę prostych,
szczególnie ta przed samymi Kartuzami. Kiedy docieram na miejsce, mimo
delikatnego przemarznięcia lecę dalej. Obieram trasę na punkt widokowy i
trochę po leśnych trasach. Trafiam na odcinek „piaszczysto - błotny” i
o dziwo Wiesia daje radę. Opony w które jest wyposażona sprawdzają się w
tym terenie wyśmienicie, zero poślizgu czy utraty przyczepności. Po
powrocie na asfalt specyficzne „mlaskanie” strącanego z bieżnika błota. W
drodze powrotnej jadę w sentymentalne dla mnie miejsce, pod pałac w
Leźnie, nie mogę sobie odmówić zrobienia fotki Wiesi z pałacem w tle.
Mimo lekkiego zmarznięcia to jak do tej pory najlepsza przejażdżka.
Motocykl słucha się coraz bardziej, przeciwskręty stają się naturalne.
Banan na twarzy coraz większy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz