Tak
wiem, co zaraz pomyślicie. Trasa, 160 kilometrów, przecież to jak
„nic”. Dla mnie osobiście dość spore wyzwanie. Może nie tyle ze względu
na odległość czy czas spędzony w siodle, co na zupełnie nowe
„środowisko” w jakim musiałem się poruszać.
Jako cel podróży obrałem Starogard Gdański, miejsce zamieszkania rodziców żony, potocznie zwanych „teściami”. Jako,
że teściowie jak powszechnie wiadomo są super, a do tego mój teść jest
po części „prowodyrem” moich starań o uprawnienia do prowadzenia
motocykla, wyjazd zapowiadał się ciekawie. Teść
jeździ na VTX 1300, uwielbia ten styl i nie do końca byłem przekonany
czy mój wybór mu się spodoba. Nie powiem, że to najważniejsza rzecz na
świecie, ale miło by było gdyby docenił mój gust. Oczywiście teściowie
nie wiedzieli, że przyjadę na swojej Wiesi, to miała być niespodzianka.
Zaopatrzony
w pełen bak paliwa, nie wiadomo czy teść nie wyciągnie na przejażdżkę
po okolicy, odpaliłem maszynę o 9 rano. Pogoda idealna, w cieniu ok. 22
stopnie, lekko zachmurzone niebo, więc słońce nie przypalało nowicjusza. Jako,
że sprzęt na dotarciu, zalecane obroty do 3500, wybrałem spokojniejszy
wariant podróży z Gdańska. Spokojniejszy oczywiście pod względem
uzyskiwanych prędkości, ale już radości z jazdy raczej nie. Trasa przez
Straszyn i Trąbki wielkie, to połączenie miłych prostych i świetnych
zakrętów.
Godzina
spowodowała, tak jak myślałem, że nie było zbyt dużego natężenia ruchu.
Wiesia pokonywała trasę jak po szynach. Żadnego problemu z
prowadzeniem, idealnie działająca skrzynia biegów, po prostu bajka. Sam
nie wiem czego oczekiwałem po pierwszym motocyklu i przejechaniu 20
godzin na kursie, ale Wiesia przerosła te oczekiwania po wielokroć.
Pierwszy postój, tak na chwileczkę, przed samym Starogardem. 50
kilometrów bez odpoczynku i w zasadzie bez zatrzymania. Piękne. Taka
jazda to kwintesencja poruszania się motocyklem. Prędkość na poziomie
80-90 km/h, po prostu super, jedziemy i oglądamy świat. No i pierwsza
większa mucha na kasku J. Nie myślałem, że aż tak będzie słychać.
Na
początek miejsce pracy teściowej. Jak się za chwilę okazałe teść,
podjeżdża także, a jakże swoim VTX. Okoliczni „starsi panowie” oceniają
sprzęty, w czasie gdy my cieszymy się w trójkę z niespodzianki, jaką im
sprawiłem. Ocena „panów” wypada zadowalająco, zarówno jeden jak drugi
motocykl podobają się, na dłużej jednak przystają przy Wiesi. Pada
pytanie, który to rok produkcji, bo wygląda tak podobnie jak „panowie”
pamiętają swoje pierwsze sprzęty. Spore zaskoczenie, kiedy słyszą, że 2011.
Staje
się to co przewidywałem, teść zaprasza na obiad do Wirtów (piękne
miejsce niedaleko Borzechowa jak będziecie w okolicy polecam http://pl.wikipedia.org/wiki/Arboretum_Wirty ) czyli mała przejażdżka po okolicy J. Jedziemy spokojnie jak przystało na klasę obu sprzętów, bardzo fajnie tak z kimś.
Po
obiedzie, pożegnanie, ja wracam do Gdańska, teść do swojego domu. Czy
spodobała mu się Wiesia, nie wiem, ale znając go już troszkę wiem, że
dowiem się za jakieś dwa, trzy tygodnie jaki jest werdykt, jedno jest
pewne podoba mu się to, że mam prawko i sprzęt i będziemy mogli czasem
pojechać gdzieś razem.
W
drodze powrotnej staram się jechać troszkę szybciej, nie tyle na
prostych, co wchodząc w zakręty, tak aby wyczuć Wiesie jeszcze bardziej i
nauczyć się czegoś nowego. Sprzęt nie zaskakuje ani razu, nadal jest
stabilny i słucha się jakby znał mnie od lat. Przyjazd od domu z jedną
przygodą zwaną koleina na 15 cm. Musiałem zmienić tor jazdy i w
ostatniej chwili ją zobaczyłem, w tym momencie przemknęły mi czytane na
nacie historie z koleiną w tle, lekko ciepło się zrobiło, a Wiesia na to
…. Nic, pojechała dalej spokojnie wpadając w dziurę i dała znać tylko
lekkim zakołysaniem i pracą zawieszenia.
160
kilometrów dało się we znaki pod domem, zsiadając z motocykla poczułem
mięśnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Zmęczony, ale z bananem
na twarzy wstawiłem sprzęt do garażu, aby po trzech godzinach pojechać z
kolegą na wieczornego grilla do Tomka (instruktor w szkole jazdy) a
jakże na motocyklach. Kolega kończył kurs ze mną i kupił Valkirię,
piękna maszyna. Grill w towarzystwie byłych uczniów Tomka i Maćka minął w
przyjemnej atmosferze. Przy okazji pierwsza jazda nocna po mieście.
Ciężki, ale jeden z najlepszych dni w ostatnim czasie. Wiesia rewelacja
!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz