Ostatnie
trzy dni urlopu. Niestety pogoda się sprawdza i piątek jest fatalny,
nie dość, że pochmurno to jeszcze co chwila pada. Pada intensywnie, więc
odpuszczam jazdę. Sprawdzam prognozę na sobotę, polecam meteo.pl jest
tam prognoza na 48 godzin i 84 godziny. Proponuję sprawdzać 48-emkę
trafia prawie zawsze w punkt. Będzie bez opadów, ale z wiatrem do 10
m/s, nie najciekawiej, ale może da radę pojeździć. Sobotni poranek
sprawdza się w stu procentach, zachmurzenie duże, bez opadów, wiatr
urywa głowę.
Czekam
do 11, ma się rozpogodzić. Faktycznie ok. 10:30 chmury ustępują miejsca
słońcu, niestety wieje i to chyba mocniej niż nad ranem. Ok. 11:30
zaczynam przebieranie, jak już pisałem, nawet po bułki do sklepu,
zakładajcie ubranie na moto. Już na pierwszym zakręcie może być plama
oleju lub masa piachu i będzie „gleba”. Planuję mały wypad na miasto,
podchodzę z dużym dystansem do swoich umiejętności, a tylko raz
jeździłem na kursie w podobnych warunkach.
Wiesia
odpala, czekam aż złapie odpowiednia temperaturę i w drogę. Najpierw
powoli, staram się wyczuć w którym momencie podmuch wiatru wpłyną na tor
jazdy. Do 60 km/h nic się nie dzieje, oczywiście trzeba delikatnie
korygować tor jazdy przy bocznym podmuchu, ale jest to do zniesienia.
Obieram kurs na Sopot. Jazda spokojna, przecież to miasto, ale w pewnym
momencie na dwupasmówce postanawiam wyprzedzić „marudera”. Redukcja,
manetka troszkę mocniej odkręcona, momentalne przyspieszenie do 80,
wyjazd zza „marudera” i ściana, uczucie jakbym znalazł się w przeciągu
sekundy na miejscu pasażera. Korekta pozycji i jedziemy dalej. Kurczę
ten wiatr jednak daje o sobie znać.
Dojeżdżam
so Sopotu, chwila odpoczynku i wracamy do domu. To nie jest fajna aura
do jazdy, ale należy jeździć w każdych warunkach, nauczyć się tego co
może nas spotkać na trasie, wtedy kiedy będziemy tego najmniej
oczekiwali. Taka przejażdżka po mieście jest w pewien sposób
kontrolowana, jadę powili i wszędzie mam blisko.
W
drodze powrotnej wiatr wzmaga się coraz bardziej, a w zasadzie jest go
mniej, natomiast podmuch są coraz mocniejsze. Wpadam na drogę odsłoniętą
na całej długości a do tego krętą. Każdy manewr wymaga delikatnych
korekt, na zakrętach pojawiają się „ścieżki” nawianego pisaku. Czujność
wzrasta. Te 30 kilometrów dało się we znaki, zmęczenie jak po 100, ale
dobra szkoła i w pełni kontrolowana. Jestem ciekaw jak się czują inni
nowicjusze, pokonując kolejne kilometry?
Dziś
kolejny wypad za miasto, może nie tak długi jak ostatni, ale w zupełnie
innym kierunku. W poniedziałek powrót do pracy, zostaną tylko
popołudnia i wieczory, oby jak najdłużej była „motocyklowa” pogoda J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz