niedziela, 21 sierpnia 2011

Początek weekendu

Ostatnie trzy dni urlopu. Niestety pogoda się sprawdza i piątek jest fatalny, nie dość, że pochmurno to jeszcze co chwila pada. Pada intensywnie, więc odpuszczam jazdę. Sprawdzam prognozę na sobotę, polecam meteo.pl jest tam prognoza na 48 godzin i 84 godziny. Proponuję sprawdzać 48-emkę trafia prawie zawsze w punkt. Będzie bez opadów, ale z wiatrem do 10 m/s, nie najciekawiej, ale może da radę pojeździć. Sobotni poranek sprawdza się w stu procentach, zachmurzenie duże, bez opadów, wiatr urywa głowę.
Czekam do 11, ma się rozpogodzić. Faktycznie ok. 10:30 chmury ustępują miejsca słońcu, niestety wieje i to chyba mocniej niż nad ranem. Ok. 11:30 zaczynam przebieranie, jak już pisałem, nawet po bułki do sklepu, zakładajcie ubranie na moto. Już na pierwszym zakręcie może być plama oleju lub masa piachu i będzie „gleba”. Planuję mały wypad na miasto, podchodzę z dużym dystansem do swoich umiejętności, a tylko raz jeździłem na kursie w podobnych warunkach.
Wiesia odpala, czekam aż złapie odpowiednia temperaturę i w drogę. Najpierw powoli, staram się wyczuć w którym momencie podmuch wiatru wpłyną na tor jazdy. Do 60 km/h nic się nie dzieje, oczywiście trzeba delikatnie korygować tor jazdy przy bocznym podmuchu, ale jest to do zniesienia. Obieram kurs na Sopot. Jazda spokojna, przecież to miasto, ale w pewnym momencie na dwupasmówce postanawiam wyprzedzić „marudera”. Redukcja, manetka troszkę mocniej odkręcona, momentalne przyspieszenie do 80, wyjazd zza „marudera” i ściana, uczucie jakbym znalazł się w przeciągu sekundy na miejscu pasażera. Korekta pozycji i jedziemy dalej. Kurczę ten wiatr jednak daje o sobie znać.
Dojeżdżam so Sopotu, chwila odpoczynku i wracamy do domu. To nie jest fajna aura do jazdy, ale należy jeździć w każdych warunkach, nauczyć się tego co może nas spotkać na trasie, wtedy kiedy będziemy tego najmniej oczekiwali. Taka przejażdżka po mieście jest w pewien sposób kontrolowana, jadę powili i wszędzie mam blisko.
W drodze powrotnej wiatr wzmaga się coraz bardziej, a w zasadzie jest go mniej, natomiast podmuch są coraz mocniejsze. Wpadam na drogę odsłoniętą na całej długości a do tego krętą. Każdy manewr wymaga delikatnych korekt, na zakrętach pojawiają się „ścieżki” nawianego pisaku. Czujność wzrasta. Te 30 kilometrów dało się we znaki, zmęczenie jak po 100, ale dobra szkoła i w pełni kontrolowana. Jestem ciekaw jak się czują inni nowicjusze, pokonując kolejne kilometry?
Dziś kolejny wypad za miasto, może nie tak długi jak ostatni, ale w zupełnie innym kierunku. W poniedziałek powrót do pracy, zostaną tylko popołudnia i wieczory, oby jak najdłużej była „motocyklowa” pogoda J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz