środa, 31 sierpnia 2011

Deszcze niespokojne...

…. tak właśnie wygląda ten tydzień. Mamy już środę, siedzę w pracy słońce, czasami za chmurami, czasami nie. Wychodzę z pracy i … pada.  I tak codziennie. Ale w poniedziałek postanowiłem, świadomie i nieprzymuszony, wybrać się na małą przejażdżkę. Deszcz co prawda przestał padać ale było bardzo mokro. Już w czasie samej jazdy oczywiście popadało.
      Dlaczego piszę świadomie, no właśnie dlatego, że chciałem poćwiczyć jazdę po mokrej nawierzchni. To co jest w miarę proste i przyjemne w samochodzie nie koniecznie jest takie na motocyklu. W czasie kursu miałem jedną jazdę w czasie deszczu, ale w porównaniu z tym co spotkało mnie w poniedziałkowy wieczór to „mały pikuś”.
       Już po około 500 metrach okazało się, że brak wycieraczek w czasie padającego deszczu i sporych ciemności (Gdańsk jest teraz wielkim placem budowy i sporo z oświetlenia miejskiego nie działa) jest dość istotnym problemem. Rozmazujące się kształty wraz z odblaskiem pojazdów z naprzeciwka ukazały świat w innych barwach i to nie do końca różowych.
      Cóż, torba jechać dalej. Obrałem dość standardową i znaną trasę, Kartuska, Podwale, Marynarki Polskiej, Uczniowska, Hallera i z powrotem. I tu zaskoczenie, zmiana organizacji ruchu w Brzeźnie. Z Uczniowskiej zjeżdżamy w prawo w kawałek Gdańskiej, który był do tej pory jednokierunkowy. Chwila, przecież jak ktoś będzie jechał na pamięć to wjadę prosto na niego J No dobra jadę dalej, czujny, przecież może być tak naprawdę. Stan tego odcinka fatalny, wpadam w jakąś dziurę pełną wody, pierwszy raz jadę w tą stronę na tym odcinku, moto wypada z rytmu. Utrzymuję tor jazdy bez panicznych ruchów.
      Następna niespodzianka to koleina. Cały czas staram się omijać wszystko co malowane na jezdni. Niestety koleina naprowadza mnie na świeżo malowaną strzałkę, efekt murowany, uślizg tylnego koła. Nie dodaję gazu nie hamuję, choć to może być pierwsza reakcja, koło znajduje lepszą przyczepność i moto wraca na właściwy tor jazdy. Ostatnia przygoda to spływający wraz  z wodą piasek. Uślizgi co chwila, na szczęście jadę w miarę wolno i szczęśliwie dojeżdżam do domu.
       Cała wyprawa to około 40 minut walki z brudną szybką i ciągłe skupienie na trasie i zachowaniu motocykla. Bardzo dobra lekcja, nawet biorąc pod uwagę dwu godzinne czyszczenie Wiesi J  

wtorek, 30 sierpnia 2011

Podstawowe dane techniczne

Podstawowe parametry techniczne, nie do końca mówią nam o tym co kupujemy i czym jeździmy, no i jaki to ma wpływ na eksploatację i właściwości motocykla. Postaram się przybliżyć co nieco charakterystykę Kawy W800.
Na początek to co w instrukcji obsługi na pierwszych stronach.
Osiągi:
Moc maksymalna 48 KM przy 6500 o/min
Maksymalny moment obrotowy 60 NM przy 2500o/min
Minimalny kąt zawracania 2,7 metra
Wymiaryi masy:
Długość – 2190 mm, Szerokość – 790 mm, Wysokość– 1075 mm, Rozstaw osi – 1465 mm, Prześwit – 125 mm,
Masa z płynami – 217 kg
Silnik:
SOHC (z jednym wałkiem rozrządu w głowicy, napędzany wałkiem królewskim),2 cylindry, 4 zaworowy, chłodzony powietrzem
Pojemność – 773, Średnica/skok tłoka -77/83 mm, Starter – elektryczny, Numeracja cylindrów – lewy do prawego 1-2
Kolejność zapłonu – 1-2, Zasilanie – FI wtrysk paliwa, Zapłon – elektroniczny, Wyprzedzenie zapłonu – 0o przed górnym martwym punktem, Smarowanie – mokra miska olejowa, Pojemność miski olejowej – 3,2 litra
Napęd:
Skrzynia biegów – 5 przełożeń, Sprzęgło –mokre, wielodyskowe, Przeniesienie napędu – łańcuch (luz 25-35 mm)
Rama:
Typ – podwójna kołyskowa, stalowa, Kąt pochylenia główki ramy/wyprzedzenie – 27/108 mm
Opona przód – 110/90 19M/C 57H Dunlop TT100 GP G, Opona tył – 130/80 18 M/C 66H
Pojemność zbiornika paliwa – 14 litrów/rezerwa 3,1 litra
Hamulce:
Przód – tarcza 300 mm zacisk 2 tłoczkowy, Tył-  bęben 160 mm

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Weekendowe latanie

Jak to w życiu bywa okazało się, że sobota była upalna i duszna. Po ogarnięciu spraw domowych i sprawdzeniu prognozy pogody, miało zacząć padać ok. 23, o siedemnastej zakładam „zbroję” i w drogę. Obieram kierunek sopocki, miał tam o 18 zacząć się „Dzień motocyklisty” organizowany przez Moto Akcesoria. Niestety impreza przesunęła się na 21. Droga w stronę Sopotu to „jazda przez mękę”. Gorąco, parno, powietrze stoi, nawet w czasie jazdy opływające mnie podmuchy nie dają uczucia komfortu. Wniosek, należy na przyszły sezon zaopatrzyć się w bardziej letnie ciuszki J.
      Skoro impreza przełożona a o 23 ma padać, jadę dalej w kierunku Gdyni. Zahaczam o Bulwar Nadmorski oraz Skwer Kościuszki. W drodze powrotnej, już zdecydowanie przyjemniej termicznie, zahaczam o KFC koło HD w Oliwie. Zauważyłem, że na terenie salonu jest jeszcze jeden ze sprzedawców, z którym miałem kontakt w czasie poszukiwania sprzętu dla siebie. Podjechałem, aby powiedzieć, że wybrałem właśnie Wiesię. O klasie człowieka niech świadczy fakt, że pogratulował i stwierdził, że jest fajny. A przecież stracił klienta, przynajmniej na jakiś czas. Powrót do domu, pifko i postanowienie, że niedziela rozpocznie się przejażdżką za miasto.
      Niedzielny poranek zaskakuje odczuciami termicznymi, jest po prostu zimno. W sobotę 30 a w niedziele 15 stopni. Już w drodze do garażu, zastanawiam się czy przypadkiem dziś nie przydała by się podpinka. Już w trasie okazuje się, że to wcale nie był taki idiotyczny pomysł. Ruszam w trasę, najpierw stacja i ostatnie przemyślenia gdzie się wybrać? No dobra, Kartuzy, dawno nie jechałem w tą stronę a z tego co pamiętam trasa jest fajna.
       W stronę Kartuz swoim pasem jadę sam, nikogo poruszającego się w tym kierunku z naprzeciwka parę samochodów, żadnego motocyklisty. Chyba jest za wcześnie J. Trasa bardzo fajna na moto, troszkę zakrętów, troszkę prostych, szczególnie ta przed samymi Kartuzami. Kiedy docieram na miejsce, mimo delikatnego przemarznięcia lecę dalej. Obieram trasę na punkt widokowy i trochę po leśnych trasach. Trafiam na odcinek „piaszczysto - błotny”  i o dziwo Wiesia daje radę. Opony w które jest wyposażona sprawdzają się w tym terenie wyśmienicie, zero poślizgu czy utraty przyczepności. Po powrocie na asfalt specyficzne „mlaskanie” strącanego z bieżnika błota. W drodze powrotnej jadę w sentymentalne dla mnie miejsce, pod pałac w Leźnie, nie mogę sobie odmówić zrobienia fotki Wiesi z pałacem w tle. Mimo lekkiego zmarznięcia to jak do tej pory najlepsza przejażdżka. Motocykl słucha się coraz bardziej, przeciwskręty stają się naturalne. Banan na twarzy coraz większy.

sobota, 27 sierpnia 2011

Piątek

…. weekendu początek. Minął tydzień pracy i wcale nie było tak źle jeśli chodzi o jazdę na moto. Wydawało się, że nie będzie czasu a jednak się znalazł. Oczywiście zostały jedynie popołudnia i wieczory.
Pogoda niestety nie rozpieszczała, ale udało się przejechać w sumie około 200 km w trzy wieczory. Wykorzystując fakt wymyślania nowych tras, odwiedziłem zapomniane dla mnie miejsca. Kiedy pod natłokiem codziennych obowiązków masz czas jedynie na powrót po pracy, obiad i chwilę odpoczynku, nie masz powodów pojechać tam gdzie kiedyś było ściernisko, a dziś jest blokowisko. Właśnie pierwszego z tych dni, wybrałem się południowe dzielnice Gdańska. Ciekawiło mnie jak idą prace przy Nowej Łódzkiej i jak zmieniły się najdalej na południe wysunięte osiedla. Drugi dzień to objazdówka WZ, Karczemki, Kokoszki, Rębiechowo, Osowa, Oliwa. Piątek to wyjazd, po raz pierwszy, do pracy a wieczorkiem, Sopot i Gdynia, między innymi leśny odcinek w Sopocie.
No a jak sama jazda i Wiesia? Mega. Coraz częściej zaczynam wykorzystywać wyższe obroty na każdym z biegów. Ma to przełożenie na moc jaka pojawia się na tylnym kole, także czuć już czasami lekki uślizgi koła na piasku czy płynnych pozostałościach po czterokołowych potworach. Ilość tych śladów widać szczególnie w upalne wieczory. Większość to pozostałości „spoconej” klimy, ale jak rozpoznać która to olej? Nie mam pojęcia więc jeżdżę ostrożnie, szczególnie przed sygnalizacją świetlną, gdzie świeci się cała jezdnia J
W 800 oddaje moc liniowo i przewidywalnie, choć tak niedoświadczonego bikera jak ja potrafi pozytywnie zaskoczyć i wyrwać do przodu. Powyżej 4 tysięcy obrotów silnik dostaje drugi tchnienie i daje niezłego kopa. Przyspieszenia są wtedy płynne, a różnica obrotów na każdym kolejnym biegu to ok. 500 obrotów na minutę.
Cały czas doskonalę technikę przeciwskrętu. Tak wiem, zawsze tak się skręca, ale chciałbym, aby każdy pokonywany winkiel był świadomym użyciem tej techniki. Zauważyłem, że robiąc to świadomie nie muszę nawet zmieniać środka ciężkości ciała, po prostu dzieje się to samo w momencie składania się motocykla. Jeśli nie ma nikogo za plecami, staram się maksymalnie opóźniać hamowanie przed światłami i wykorzystywać całą możliwą przyczepność do zatrzymania moto. W takiej sytuacji zawsze używajcie obu hamulców. Takie treningi mogą się kiedyś przydać.
A co z weekendem. No cóż, chyba sobota będzie stracona. Do południa obowiązki domowe, a popołudniu silny wiatr i deszcz. Oby w niedzielę aura była łaskawsza J Na liczniku 700 km jeszcze chwilka i pierwszy przegląd…….

środa, 24 sierpnia 2011

Kawasaki W 650

Historia Kawasaki W 650 sięga 1999 roku. Skąd w ogóle w głowach inżynierów koncernu taki pomysł. Przecież to już było, ale moda na motocykle może tak jak moda na mini, może powracać. Wydaje się, że pewność tą Kawasaki uzyskał wprowadzając pod koniec lat 80-tych, a właściwie reaktywując serię Z, pod nazwą Zephyr. Seria Z to czterocylindrowe silniki z drugiej połowy lat 70-tych, czemu więc nie cofnąć się dalej.
Cofnięto się do lat 60-tych, wzorując się na W1, stworzono podobny stylem, ale nowoczesny W 650. Pozostawiono charakter „angielskiego klasyka”, opierając się na nowoczesnych rozwiązaniach. Dobra elektronika i uszczelnienie silnika i skrzyni biegów miały przynieść sukces. Na czym Kawasaki opierał tą teorię, na popularności Triumph’a Bonevile. Po koniec lat 90-tych Bonevile stał się ulubionym motocyklem w LA i nie tylko, klasyka wróciła do łask. Niestety nie sprawdziło się to w przypadku Kawasaki, za oceanem nie odniósł sukcesu, natomiast w europie i Japonii sprzedawał się wyśmienicie.
To co charakteryzowało nowe Kawasaki to napęd rozrządu wałkiem królewskim. Rozwiązanie takie jako pierwsze zastosowało Ducati, ale w silnikach jednocylindrowych i w 1972 roku w silniku V twin. W 650 było pierwszym w historii „szeregowcem” z takim rozwiązaniem. Dodano do tego stożkowe koła zębate i uzyskano „niezniszczalny” wręcz system sterujący rozrządem. W całej historii motoryzacji wałek królewski uważa się za najtrwalszy i najlepszy, jedyną jego wadą jest cena, dlatego też został wycofany z produkcji i zastąpiony łańcuszkami i paskami.
 
     Wałek królewski z Kawasaki W 650
Sam wygląd motocykla nie odbiegał od swoich pierwowzorów, masa chromu, niklu i aluminium, płaska kanapa i śliczne malowanie. Motocykl posiadał nawet „kopkę” i to nie tylko jako atrapę. Ciekawostką jest to, że w 2006 roku (w związku z zaostrzeniem emisji spalin) na rynku japońskim ukazał się W400, był to ten sam silnik z 650, o tej samej średnicy tłoka, ale niewiarygodnie małym skoku, bo jedynie 49 mm w porównaniu z 80 mm w W650. Oba modele były produkowane do 2007 roku, a ostatnie weszły do sprzedaży w 2008.
Bezpośrednim następcą W 650 jest Kawasaki W 800, ale ta historia dopiero się pisze ……  

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Koniec weekendu

 Weekend tak jak pisałem, zakończyłem małym wypadem za miasto. Wybrałem się do Dąbrówki Tczewskiej, korzystając z przejazdu przez Pruszcz Gdański, później „jedynką” i około 5 kilometrów przez drogi lokalne. Stan tych drugich jak wiecie pozostawia wiele do życzenia. Z tego też powodu prędkość przelotowa na tym odcinku to 50 km/h, po prostu szybciej się nie dało, a na niektórych odcinkach i tak trzeba było zwolnić, tarka na drodze powodowała drętwienie dłoni.
W drodze powrotnej, wybrałem trochę zmienioną trasę i do ronda przed Pruszczem dojechałem starą trasą na Starogard. Okazała się troszkę lepsza i o wiele przyjemniejsza. Trasa składa się z wielu miłych zakrętów oraz ładnych widoków.
W drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze o Podwale Staromiejskie, Rycerską i Wałową. Wybrałem ten przejazd aby zobaczyć jak idą prace archeologiczne przy budowie Muzeum II Wojny Światowej (polecam www.muzeum1939.pl). Zanim obrałem kurs na dom, zajrzałem też na PGE Arena w Letnicy. Parkingi są otwarte więc można podjechać bardzo blisko.
Po powrocie zaczęła się ta „przyjemniejsza” część posiadania motocykla z dużą ilością chromu. Czyszczenie wbrew pozorom jest przyjemne, szczególnie kiedy znikają te wszystkie lekko przypalone ślady od gumy, czy asfaltu. W zasadzie wystarcza woda z odrobiną detergentu i dwie ściereczki, jedna którą namaczamy i czyścimy zabrudzenia i druga która delikatnie wycieramy do sucha. Oczywiście należy się też zaopatrzyć w jakiś środek przeznaczony do polerowania chromu, są niestety zabrudzenia nie dające się usunąć delikatnymi środkami. Po chromach przyszła kolej na elementy lakierowane i koła. Całość zajęła mi jakieś 1,5 godziny. Jak widać posiadanie tego typu motocykla to nie tylko jazda J
Postanowiłem sobie to wynagrodzić i wybrałem się na wieczorną przejażdżkę. Standardowy już zjazd do Gdańska, odwiedziny oświetlonej PGE Arena i powrót do domu. W sumie dzień zamknąłem ze 160 km na liczniku, oraz przejechanymi ponad pięciuset kilometrami na liczniku głównym. Jak na razie jestem mega zadowolony zarówno ze sprzętu jak i nowych doświadczeń zdobytych przez ostatnie pięć dni. Teraz powrót do pracy, a co za tym idzie mniejsza ilość kilometrów i oczekiwanie dobrego pogodowo weekendu J

niedziela, 21 sierpnia 2011

Początek weekendu

Ostatnie trzy dni urlopu. Niestety pogoda się sprawdza i piątek jest fatalny, nie dość, że pochmurno to jeszcze co chwila pada. Pada intensywnie, więc odpuszczam jazdę. Sprawdzam prognozę na sobotę, polecam meteo.pl jest tam prognoza na 48 godzin i 84 godziny. Proponuję sprawdzać 48-emkę trafia prawie zawsze w punkt. Będzie bez opadów, ale z wiatrem do 10 m/s, nie najciekawiej, ale może da radę pojeździć. Sobotni poranek sprawdza się w stu procentach, zachmurzenie duże, bez opadów, wiatr urywa głowę.
Czekam do 11, ma się rozpogodzić. Faktycznie ok. 10:30 chmury ustępują miejsca słońcu, niestety wieje i to chyba mocniej niż nad ranem. Ok. 11:30 zaczynam przebieranie, jak już pisałem, nawet po bułki do sklepu, zakładajcie ubranie na moto. Już na pierwszym zakręcie może być plama oleju lub masa piachu i będzie „gleba”. Planuję mały wypad na miasto, podchodzę z dużym dystansem do swoich umiejętności, a tylko raz jeździłem na kursie w podobnych warunkach.
Wiesia odpala, czekam aż złapie odpowiednia temperaturę i w drogę. Najpierw powoli, staram się wyczuć w którym momencie podmuch wiatru wpłyną na tor jazdy. Do 60 km/h nic się nie dzieje, oczywiście trzeba delikatnie korygować tor jazdy przy bocznym podmuchu, ale jest to do zniesienia. Obieram kurs na Sopot. Jazda spokojna, przecież to miasto, ale w pewnym momencie na dwupasmówce postanawiam wyprzedzić „marudera”. Redukcja, manetka troszkę mocniej odkręcona, momentalne przyspieszenie do 80, wyjazd zza „marudera” i ściana, uczucie jakbym znalazł się w przeciągu sekundy na miejscu pasażera. Korekta pozycji i jedziemy dalej. Kurczę ten wiatr jednak daje o sobie znać.
Dojeżdżam so Sopotu, chwila odpoczynku i wracamy do domu. To nie jest fajna aura do jazdy, ale należy jeździć w każdych warunkach, nauczyć się tego co może nas spotkać na trasie, wtedy kiedy będziemy tego najmniej oczekiwali. Taka przejażdżka po mieście jest w pewien sposób kontrolowana, jadę powili i wszędzie mam blisko.
W drodze powrotnej wiatr wzmaga się coraz bardziej, a w zasadzie jest go mniej, natomiast podmuch są coraz mocniejsze. Wpadam na drogę odsłoniętą na całej długości a do tego krętą. Każdy manewr wymaga delikatnych korekt, na zakrętach pojawiają się „ścieżki” nawianego pisaku. Czujność wzrasta. Te 30 kilometrów dało się we znaki, zmęczenie jak po 100, ale dobra szkoła i w pełni kontrolowana. Jestem ciekaw jak się czują inni nowicjusze, pokonując kolejne kilometry?
Dziś kolejny wypad za miasto, może nie tak długi jak ostatni, ale w zupełnie innym kierunku. W poniedziałek powrót do pracy, zostaną tylko popołudnia i wieczory, oby jak najdłużej była „motocyklowa” pogoda J

piątek, 19 sierpnia 2011

Trochę historii

W 1960 roku Kawasaki nabyło udziały w firmie Meguro, firma ta miała licencję na produkcję kopii BSA A7 o pojemności 500 cc (A7 był pierwszym dwucylindrowcem BSA). Meguro w latach powojennych był największym producentem motocykli w Japonii. Niestety w latach 50-siątych firma zaczęła podupadać a inwestycja Kawasaki pozwoliła na uruchomienie własnej kopii A7 ale już z literką K w nazwie.
Kawasaki pozostało wierne tradycji i nadal wykorzystywało silniki dwucylindrowe, rzędowe z wykorbieniem 360 stopni. W 1963 roku Kawasaki przejął całkowicie udziały w Meguro. W 1965 roku wprowadził serię K2 ze zmienionymi łożyskami wału korbowego oraz większą pompą oleju, oba te zabiegi miały rozwiązać problem ze smarowaniem silnika. Zmieniono także tylną część ramy oraz zbiornik paliwa. Wszystkie te zabiegi jeszcze bardziej zbliżyły wygląd K2 do swojego oryginału.
W 1967 roku Kawasaki powiększa pojemność do 625 cc i zabieg ten rozpoczyna historię serii W. Pierwszy motocykl tej serii to Kawasaki W1. Stylistycznie Kawasaki podporządkowuje się rynkom eksportowym, dodaje elegancki zbiornik oraz sportowe błotniki. Serię W zaczęto określać jako kopię BSA A10. Nie była to prawda, firmy poszły w innych kierunkach, A10 miał większą średnicę cylindra i krótszy skok tłoka. Silniki Kawasaki dawały lepsze przyspieszenie i miały możliwość osiągania większej ilości obrotów na minutę oraz inny charakter pracy silnika. Mimo wchodzenia na rynki większych i wielocylindrowych silników w takich modelach jak BSA Rocet 3 czy Kawasaki Mach III, które były szybsze i miały lepiej „wyważone” silniki Kawasaki w 1968 roku wprowadza zmieniony model W2 Commander, oraz w 1972 roku model W3. Produkcja serii W kończy się w 1975 roku
Odrodzenie serii W zaczyna się w 1999 roku. Powstaję model W 650 który ma 676 cc, wałek rozrządu w głowicy, wykorbienie 360 stopni i nazwa rozpoczyna się na W. Kawasaki wraca do korzeni.
Więcej o W 650 niebawem ….

czwartek, 18 sierpnia 2011

Pierwsza trasa

Tak wiem, co zaraz pomyślicie. Trasa, 160 kilometrów, przecież to jak „nic”. Dla mnie osobiście dość spore wyzwanie. Może nie tyle ze względu na odległość czy czas spędzony w siodle, co na zupełnie nowe „środowisko” w jakim musiałem się poruszać.
Jako cel podróży obrałem Starogard Gdański, miejsce zamieszkania rodziców żony, potocznie zwanych „teściami”.  Jako, że teściowie jak powszechnie wiadomo są super, a do tego mój teść jest po części „prowodyrem” moich starań o uprawnienia do prowadzenia motocykla, wyjazd zapowiadał się ciekawie.  Teść jeździ na VTX 1300, uwielbia ten styl i nie do końca byłem przekonany czy mój wybór mu się spodoba. Nie powiem, że to najważniejsza rzecz na świecie, ale miło by było gdyby docenił mój gust. Oczywiście teściowie nie wiedzieli, że przyjadę na swojej Wiesi, to miała być niespodzianka.
Zaopatrzony w pełen bak paliwa, nie wiadomo czy teść nie wyciągnie na przejażdżkę po okolicy, odpaliłem maszynę o 9 rano. Pogoda idealna, w cieniu ok. 22 stopnie, lekko zachmurzone niebo, więc słońce nie przypalało nowicjusza.  Jako, że sprzęt na dotarciu, zalecane obroty do 3500, wybrałem spokojniejszy wariant podróży z Gdańska. Spokojniejszy oczywiście pod względem uzyskiwanych prędkości, ale już radości z jazdy raczej nie. Trasa przez Straszyn i Trąbki wielkie, to połączenie miłych prostych i świetnych zakrętów.
Godzina spowodowała, tak jak myślałem, że nie było zbyt dużego natężenia ruchu. Wiesia pokonywała trasę jak po szynach. Żadnego problemu z prowadzeniem, idealnie działająca skrzynia biegów, po prostu bajka. Sam nie wiem czego oczekiwałem po pierwszym motocyklu i przejechaniu 20 godzin na kursie, ale Wiesia przerosła te oczekiwania po wielokroć. Pierwszy postój, tak na chwileczkę, przed samym Starogardem. 50 kilometrów bez odpoczynku i w zasadzie bez zatrzymania. Piękne. Taka jazda to kwintesencja poruszania się motocyklem. Prędkość na poziomie 80-90 km/h, po prostu super, jedziemy i oglądamy świat. No i pierwsza większa mucha na kasku J. Nie myślałem, że aż tak będzie słychać.
Na początek miejsce pracy teściowej. Jak się za chwilę okazałe teść, podjeżdża także, a jakże swoim VTX. Okoliczni „starsi panowie” oceniają sprzęty, w czasie gdy my cieszymy się w trójkę z niespodzianki, jaką im sprawiłem. Ocena „panów” wypada zadowalająco, zarówno jeden jak drugi motocykl podobają się, na dłużej jednak przystają przy Wiesi. Pada pytanie, który to rok produkcji, bo wygląda tak podobnie jak „panowie” pamiętają  swoje pierwsze sprzęty. Spore zaskoczenie, kiedy słyszą, że 2011.
Staje się to co przewidywałem, teść zaprasza na obiad do Wirtów (piękne miejsce niedaleko Borzechowa jak będziecie w okolicy polecam http://pl.wikipedia.org/wiki/Arboretum_Wirty ) czyli mała przejażdżka po okolicy J. Jedziemy spokojnie jak przystało na klasę obu sprzętów, bardzo fajnie tak z kimś.
Po obiedzie, pożegnanie, ja wracam do Gdańska, teść do swojego domu. Czy spodobała mu się Wiesia, nie wiem, ale znając go już troszkę wiem, że dowiem się za jakieś dwa, trzy tygodnie jaki jest werdykt, jedno jest pewne podoba mu się to, że mam prawko i sprzęt i będziemy mogli czasem pojechać gdzieś razem.
W drodze powrotnej staram się jechać troszkę szybciej, nie tyle na prostych, co wchodząc w zakręty, tak aby wyczuć Wiesie jeszcze bardziej i nauczyć się czegoś nowego. Sprzęt nie zaskakuje ani razu, nadal jest stabilny i słucha się jakby znał mnie od lat. Przyjazd od domu z jedną przygodą zwaną koleina na 15 cm. Musiałem zmienić tor jazdy i w ostatniej chwili ją zobaczyłem, w tym momencie przemknęły mi czytane na nacie historie z koleiną w tle, lekko ciepło się zrobiło, a Wiesia na to …. Nic, pojechała dalej spokojnie wpadając w dziurę i dała znać tylko lekkim zakołysaniem i pracą zawieszenia.
160 kilometrów dało się we znaki pod domem, zsiadając z motocykla poczułem mięśnie, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Zmęczony, ale z bananem na twarzy wstawiłem sprzęt do garażu, aby po trzech godzinach pojechać z kolegą na wieczornego grilla do Tomka (instruktor w szkole jazdy) a jakże na motocyklach. Kolega kończył kurs ze mną i kupił Valkirię, piękna maszyna. Grill w towarzystwie byłych uczniów Tomka i Maćka minął w przyjemnej atmosferze. Przy okazji pierwsza jazda nocna po mieście. Ciężki, ale jeden z najlepszych dni w ostatnim czasie. Wiesia rewelacja !!!

.... dzień pierwszy cd ....

Wszystko się udało, ale dużo się działo. Najpierw jedziemy po dokumenty, później do Urzędu Miasta, rejestrujemy. Ubezpieczamy, na chwilę do domu, złapać oddech wypić kawę, wiecie jak fajnie jest w urzędach :)
Sąsiedzi jadą ze nami po odbiór, dziękuję im bardzo, przecież jeśli miałbym jechać w całym tym pancerzyku komunikacją miejską to bym się chyba ugotował :) I tu dochodzimy do jedynie słusznej szkoły, jeździmy tylko w odpowiednim ubraniu. Nie słuchajcie i nie podpatrujcie chłopców w krótkich spodenkach i adidaskach, to co mamy na sobie to jedyna "karoseria". Przy okazji chciałbym podziękować sprzedawcy ze znanego sklepu dla motocyklistów, miły Pan nie wciskał mi najdroższych ciuszków, bardziej skupił się na ich uniwersalności i wygodzie. Powtórzę jego słowa, może nie dokładnie, "pojeździsz sezon, zobaczysz czego chcesz i w czym chciałbyś jeździć".
Wracam do tematu :) Podbijamy kartę gwarancyjną, przykręcamy tablice i zaczynamy szkolenie z obsługi.

Szkolenie treściwe, przekazujące wszystkie niezbędne i podstawowe elementy obsługi motocykla. I tak połowy nie pamiętam, poczytam instrukcję, stres a może i ciężki dzień od rana dają się we znaki.
Pierwsza jazda. Teraz mam wrócić swoim już sprzętem do domu. Muszę przejechać przez całe centrum w szczycie. W sumie ok 15 kilometrów przez miasto. Pierwsze odpalenie, wcześniej oczywiście wyniesione z kursu nawyki, sprawdzam hamulce, światła i ustawiam lusterka. Jedynka, elegancko, parę razy ruszam i zatrzymuję się żeby wyczuć sprzęgło i hamulce. No to jazda w miejską dżunglę. Pierwsze 200 metrów i stres mija, wszystko odpuszcza, ten motocykl działa jak cudowny lek :) Biegi wchodzą idealnie, łatwo panuejmy nad oddawaną mocą, poprostu bajka. Mam uczucie jakbym jeździł na nim już dobre parę dni. A może to tylko efekt "podniecenia" :)
Dojeżdżam pod dom bez niespodzianek, czy nieprzyjemnych zdarzeń. Chwila odpoczynku, rodzinka i sąsiedzi oglądają sprzęt. Podoba się. No nie może być inaczej :) Ubrano włóż i dalej w trasę. Nie mogę nie chcieć jechać dalej, do zmroku jeszcze 2 godziny nie pada więc jadę.

Kiedy ruszam, nawet nie myślę gdzie pojadę, okazuje się, że podświadomie obieram kierunek do szkoły jazdy "Sokół", przy okazji dzięki dla Tomka i Maćka za dobre przygotowanie do egzaminu, polecam. Udało się są obaj. Moto się podoba i widać, a wiedząc jacy to zapaleńcy i entuzjaści motocyklowi ich zdanie ma dla mnie duże znaczenie.
Kolejny cel podróży nasuwa się jak poprzedni, intuicyjnie pędzę pokazać sprzęt mamie. Widać, że się boi o mnie, ale cieszy się ze mną i stara się tego nie pokazywać. W sumie dzień pierwszy kończę z 50 kilometrami na liczniku jazdy po miejskiej dżungli. Dziś wypad za miasto....
Na koniec "Wiesia" i ja :

środa, 17 sierpnia 2011

Dzień pierwszy ..

  .... to już dziś :) Wróciliśmy z urlopu. Jedziemy z żoną odebrać dokumentację od mojej "Wiesi", tak nazywają potocznie Kawasaki W 800.
To mój pierwszy motocykl. Sam nie wiem jak do tego doszło, mam już 36 lat i nagle zapragnąłem mieć moto ... Poszedłem na kurs, zdałem egzamin i zacząłem poszukiwania motocykla.
Z założenia miał to być motocykl niewielki, o małej pojemności i łatwy w prowadzeniu. Są dwie szkoły, zdroworozsądkowa i koleżeńska. Pierwsza mówi, kup małe moto i ucz się jeździć, druga kupuj moto docelowe i jedź. W czasie całych poszukiwań przyświecała mi pierwsza. Poszukiwania zacząłem od "małolitrażówek" dostępnych na rynku.
Zdziwienie ogromne, nowe ćwierćlitrówki kosztują prawie tyle samo co sześćsetki. Wyjątek CBR250R - no to jadę się przymierzyć. Wsiadam, małe, niskie ale wygodne. Koleś z salonu mówi mi, że to będzie za mało, o pojawia się druga szkoła, proponuje CBF 600 N. Wsiadam, super, zero uczucia dużej masy ( Wy też to mieliście, strach przed masą po kursowych Honadch i Yamahah ?), wszystko wydaje się ok. Właściwie zapada decyzja .....
Po paru dniach jedziemy do teścia, ma VTX 1300, zasiadam za sterami, mówi żebym sobie ruszył, puszczam sprzęgło, bez gazu, jedzie, ale fajnie. Nie kupuj niczego małego, może nie od razu 1300 ale zapomnij o 250, moc musisz czuć. Kolejna lekcja szkoły numer dwa :)
W ostatnim tygodniu przed urlopem jedziemy z żoną zweryfikować wybór CBF'a (teść mówi, że nie robi to na nim wrażenia, lubi crusiery, nie dziwie mu się, ale przecież to ma być moje moto). Wpadamy do harleya, oglądamy Sportstera, niby fajny, ładny ale uczucie masy uciekającej spod tyłka jakoś mnie zniechęca. Jedziemy obejrzeć "używki" stoi tam piękny Triumph America. To mi się podoba, klasyka, ale z możliwością przejechania się po mieście. Podnóżki wysoko no i ten wygląd, coś pięknego. Moto trzy letnie, przywiezione z wysp. Niestety coś mi się nie podoba, z bliska wygląda jakby miał 10 lat, wyspiarska pogoda zrobiła swoje :(
Jedziemy dalej do Kawasaki, tam przymierzałem się do Vulcana 900, było nieźle, a cena też dobra. Wchodzimy do salonu a tam:

Kawasaki W 800 ...... no i ugotowany. Czytałem o nim, wiedziałem, że jest, ale na żywo, rewelacja. Siadam, testowego nie mają, masa, pozycja, uczucie komfortu wszystko jest ok. No i to jak wygląda. To jest to !!!. Pod wpływem emocji wpłacam zaliczkę, on będzie mój .....
No i dziś ma być. Jak widać wygrała szkoła numer dwa. Zobaczymy jak zacznie się ta przygoda i czy nie przesadziłem, ale z tego co już wiem, jest to motocykl polecany na innych rynkach dla nowicjuszy i powracających do motocykla. Oby mieli rację :)