środa, 25 czerwca 2014

Nowa przygoda :)

 Witajcie. Jak zapewne pamiętacie pojawiła się w głowie opcja sprzedania W 800 i zakupu CB 1100. Opcja na tyle ciekawa, że CB 1100 z rocznika 2013 jest w dobrej cenie, a nowe roczniki, nie mówiąc już o wersji EX, przerastają zdrowy rozsądek, nawet przy sprzedaży Wiesi. Z drugiej strony opcja beznadziejna, bo jak ma się CB 1100 z jednym kominem i alusiami do W. No i jak się ma, choć jest śliczna, to niestety urodą nie dorównuje :)
 Poczyniłem jednak pewne kroki i wystawiłem Wiesie na portal aukcyjny. Zainteresowanie spore, natomiast bez szans na cenę jaką chciałem osiągnąć. Minął tydzień i zapadła decyzja. Kupuję Hondę .....
  No i zacząłem się rozglądać, gdzie by tu coś, w dobrej cenie i niezłym stanie. No dobra już się zorientowaliście, że nie chodzi o CB 1100 :) Szukałem czegoś używanego, co łatwo i przyjemnie przerobi się na cafe. Od dawna podobała mi się Honda GB 500 TT, niestety na naszym rynku nieosiągalna, a w GB i DE osiąga "niebotyczne" ceny. Natomiast ta sama konstrukcja, tyle, że ubrana w nowocześniejsze (modele starsze od GB) ale łatwe do zmiany, XBR 500 to już rozsądne pieniądze, no i o wiele większy wybór. W Niemczech cena za utrzymany w miarę model to około 1000 EUR, te z krzywymi ramami sprzedaje się na części, albo trafiają do Polski. No i tak się stało, wybrałem się obejrzeć jedną taką, zainteresowała mnie z dwu powodów, po pierwsze miała szprychowane koła (tylko rocznik 85, takie miał) i wyglądała na zdjęciach dobrze. Pojechałem z kolegą, bo wiadomo jak to jest, oczy by już chciały, a rozum nie nadąża. Całe szczęście, że tak się stało. Już chciałem wyciągać kasę, ale kolega zauważył, że ta sztuka ma paskudnie pogięta ramę, mało tego, ktoś próbował to zatuszować i przebił nawet tabliczkę znamionową, tak aby nie było widać walenia młotkiem. Sprzedawca zarzekał się, że nie widział, no teraz już wie, ale zmian w ogłoszeniu nie wprowadził :) Także jakby ktoś chciał XBR z Grudziądza to już wie.
 Będąc juz jednak spory kawałek od Gdańska, miałem w zanadrzu parę innych ogłoszeń w okolicy. Szczególną uwagę zwróciło ogłoszenia z Chełmna dotyczące Hondy CX650 E (eurosport) z 1983 roku. Czemu właśnie to, rzadko spotykany model, z małym przebiegiem i "na zdjęciach" nie prezentowała się wcale a wcale. 20 kilometrów dalej zatrzymaliśmy się przed ładnym domkiem, wyszedł Pan i przedstawił nas sobie, to znaczy Hondę nam przedstawił. Maszyna stała trzy lata pod wiatą, gdzie dochodziło słońce, poddana była na deszcz, wiatr, śnieg i co tam jeszcze może wystąpić i wiecie co, wyglądała dobrze.




 Ale co najważniejsze, Pan zakręcił raz i poszła, a była zimna jak przyjechaliśmy, bo tak troszkę z partyzanta i  niespodziewanie zajechaliśmy. Cena wywoławcza 4300. Obaj przejechaliśmy po paręset metrów i stwierdziliśmy, że jeździ dobrze i serducho jak dzwon. Jedyna wada budżet nie utrzyma takiej ceny, zakładałem 4k i z 500 PLN, na pierwsze potrzeby, a tu na starcie obie opony, wszystkie płyny i transport. Kurdę, przecież ja nie chciałem CX'a. Wróciliśmy do domu i temat powrócił w czasie rozmowy z żoną, która zdecydowała, że mam brać. Ale ja się opierałem, że to za dużo, tyle do zrobienia i nie przerobię tego, przecież szkoda takie moto ciąć. Posłuchajcie, każda śrubka oryginalna, wydech oryginalne, jak się później okazał lusterka są od innego moto, bo Włochowi się bardziej podobały. A no właśnie historia, moto z Włoch, przywiezione przez obecnego właściciela samodzielnie w 2007 roku, miało wtedy 39 tyś. przebiegu. Od tamtego czasu ma 42 tyś, z czego jak już pisałem ostatnie trzy lata stał. Wracając do tematu oddzwoniłem do Pana po trzech dniach, i mówię 3800, na pewno się nie zgodzi, a on dobra niech będzie, oddam bo widzę, że będziecie dbać. No rzesz ... mówię sobie, miał się nie zgodzić.... załatwiam transport.
  W Boże Ciało z Krzysiem lecimy do Chełmna, już przez dwa dni rozeznałem rynek, cóż trochę to będzie kosztować i kasy i pracy, ale klamka zapadła. Droga mija sympatycznie, przy akompaniamencie sygnału z kontrolki ciśnienia oleju w dostawczaku Krzysia, ale dajemy radę. O 14 pakujemy CX'a na pakę i w drogę.






 Wracamy autostradą, będzie szybciej i nie czujnik nie piszczy przy większych prędkościach obrotowych. Drogę kończymy w garażu Pawła, który czujnym okiem sprawdza co i jak i dlaczego tak drogo to będzie kosztować. Zapisujemy co trzeba kupić i umawiamy się na zamówienie i robotę.



Do dzisiaj wymieniliśmy opony, rozebraliśmy zaciski hamulcowe i mamy przygotowane moto do zmiany płynów. Niestety czas jaki motocykl spędził na świeżym powietrzy ewidentnie mu nie służył. Aluminium jest w kiepskim stanie ( to na szczęści da się wypolerować), a opony nie chciały opuścić felg. Mam nadzieję, że niedługo skończymy część techniczną i zacznę poprawę wizualną z malowaniem na jesień, bo z bliska nie jest już tak różowo, a może właśnie jest :)





No więc W zostaje, przybywa Honda.
LWG


 

sobota, 21 czerwca 2014

II Zlot Kawasaki Serii W

 Są takie chwile w życiu, które chcielibyśmy przeżywać ponownie. Niestety bardzo ciężko przeżyć coś o podobnej dawce emocji i radości. Przed wyjazdem na nasze drugie spotkanie, chciałem aby było choć sympatycznie, a wyszło chyba lepiej niż w zeszłym roku.
 Pierwszym "manewrem" było przesunięcie daty spotkania o dwa tygodnie, tym razem był to pierwszy weekend czerwca. W zeszłym roku padało, tym razem, za wyjątkiem Jacka i Kasi, na nikogo nie spadła nawet kropelka. Ba było nawet za ciepło, ale daliśmy radę.
 Po drugie, nie liczyłem na taką frekwencję. Wydawało się, że jeśli przyjadą Ci sami użytkownicy, będzie to sukces. Udało się i w sumie zobaczyliśmy dziewięć W. Grzesiu co prawda przyjechał tylko na jeden wieczór (ale już obiecał, że za rok, będzie już dwa dni), w ostatnich chwili odpadł Andrzej, zabrakło Adka i Kasi z Maćkiem, a szkoda, mam nadzieję, że będą następnym razem.
 Pojawili się natomiast Paweł, pechowiec z zeszłego roku, Jerzy, który także poprzednio zrezygnował w ostatnim momencie i poznany przez nas na Jajcarni Miłosz. Nowo poznani użytkownicy, wnieśli masę nowych tematów, pomysłów i ciekawych przeżyć.
 Standardowo wyjechaliśmy w piątek, mieliśmy o 13, wyszło jakoś tak wcześniej, aby uniknąć deszczu. Zbyt wcześnie aby kierować się bezpośrednio do Daglezjowego, więc obraliśmy kierunek na Starogard, aby spotkać się z teściami. Miało być na chwilę, wyszło na obiad :) Najedzeni udaliśmy się w dalszą drogę, która przebiegła spokojnie. Udaliśmy się w drogę w otwartych kaskach, więc dało się to we znaki, oczywiście jechaliśmy wolniej, ale i tak na dłuższych dystansach ten tym kasku jest jednak mniej komfortowy. Po drodze, przed samym Toruniem, spotkaliśmy Miłosza, który zrobił sobie krótką przerwę. Mówił potem, że dobrze, że na siebie trafiliśmy, bo pewnie trochę by miejscówki poszukał. Przed 17 bezpiecznie dotarliśmy na miejsce, a tam czekał już na nas Jerzy. Zameldowanie i czas na świeże powietrze. Było tak przyjemnie, że nie chciało się siedzieć w środku. Z czasem zaczęli się zjeżdżać kolejni W maniacy, oraz dwaj nowi znajomi, na zupełnie innych maszynach, ale wizyta Marcina i Włodka zdecydowanie uatrakcyjniła spotkanie.
 Już po ciemku dojechali Kasia i Jacek, których po drodze zaskoczyła burza. Ostatni dotarł z Kętrzyna Stefan. W tym czasie byliśmy już najedzeni i po paru drinkach, miedzy innymi z napoju przywiezionego przez Marcina. Nie za dużo, bo plan zakładał sobotnią jazdę.
 Poranek przywitał takim widokiem:


Śniadanko, pożegnanie Grześka i w trasę. Cel Mysia Wieża w Kruszwicy. Niestety Marcin i Włodek stwierdzili, że wolą odpocząć i zostali w Sąsiecznie, reszta na maszyny i w drogę. Jak się okazało wszyscy utrzymywali dobre tempo i dotarliśmy o czasie. Jak się okazało w Kruszwicy odbywał się duży zlot organizowany przez klub MC. Na parkingu pod Mysią Wieżą roiło się od motocykli, a nasze przybycie wywołało lekkie poruszenie samego prezesa :) No nie jest to normalny widok siedem W w jednym miejscu w tym samym czasie.
 Część z nas została na jedzenie, większość udała się na wieżę. Widok rozpościerający się z góry nie do opisania. Piękna pogoda sprawiła, że widoczność na jezioro Gopło jak i okolice była wyśmienita. Dość ciężka droga na górę, szczególnie w obuwiu motocyklowym, została w pełni wynagrodzona.


 Kolejny element naszego planu podróży to Ciechocinek. Wybraliśmy trasę przez kujawskie wioski i pola, jednym słowem rewelacja. Piękne drogi i miły krajobraz umilały jazdę, a wszystko przebiło wielkie pole maków. Wjazd do Ciechocinka i problem z parkowaniem, nawet dla motocykli, w końcu udało się znaleźć kawałek prostego na samej granicy parku. Ekipa znów się rozdzieliła, część do bryczki i na tężnie, a reszta do parku. My wybraliśmy park i zjedliśmy najlepsze w tym roku czereśnie, razem z Tomkiem na koniec przeszliśmy się też na tężnie, ale szału nie było :)
 Czas było wracać do Sąsieczna, tam czekała na nas kolacja, a w brzuchu od samych czereśni pełno nie było. Wybraliśmy trasę starą jedynką, rewelacja, asfalt jeszcze w miarę dobry, a na drodze pusto. Odcinek autostrady za Toruniem jest darmowy, a to oznacza, że nikt na normalną drogę wjeżdżać nie musi. Z Torunia do Daglezjowego dojechaliśmy od drugiej strony, wykorzystując trasę samym brzegiem Wisły. Asfalt średniej jakości, ale widoki rewelacyjne, do tego lasy i masa zakrętów.
 Po powrocie czekała już prawie gotowa kolacja z grilla i zimne piwo, tak piwo po powrocie było najistotniejsze. Kolacja nie do przejedzenia, karkówka, kiełbaski, sałatka, barszcz czerwony i bigos. Nie obyło się bez muzyki i późnego biesiadowania, w niedzielę, można było pospać, no za wyjątkiem Pawła i Jerzego, którzy musieli wyjechać wcześniej. Reszta mogła sobie pozwolić nawet na parę piwek.
 Niedziela ponownie przywitała nas piękną pogodą, a gospodyni smacznym śniadaniem. Pawła już nie było, ale zastaliśmy Jerzego, który z nas wszystkich miał największą do przebycia odległość do domu. Także, jeszcze w prawie pełnym składzie zjedliśmy śniadanie i przyszedł czas aby każdy po kolie opuszczał naszą kompanię.
 W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze Pałac Romantyczny i dzięki niemu, mamy pomysł na przyszłoroczne spotkanie, do którego mam nadzieję dojdzie. Spokojnie i bez pośpiechu udaliśmy się w stronę domu, spotykając na kilometr przed obwodnicą .... Miłosza :)
 Dziękuję wszystkim za przybycie, dzięki Michał za pomoc, szkoda, że nie mogłeś być z nami. Było super.


Zapraszam też do obejrzenia tego co się działo z dwóch perspektyw. Mojej :


I Tomka :


Sorry, że tak długo trzeba było czekać, ale rozpoczęła się dla nas kolejna przygoda i o tym już niebawem :)
LWG
 

wtorek, 3 czerwca 2014

Cafe Racer and Classic Bike Show - relacja

 Datę 31 maja 2014 roku zapamiętam na długo. Właściwie to zapamiętam całe dwa miesiące przed tą datą. Tyle trwały przygotowania do imprezy, która trwała siedem godzin. Od narodzin pomysłu minęło zdecydowanie więcej czasu, wraz z Darkiem wypracowaliśmy koncepcję, ale dopiero zawiązanie Stowarzyszenia Cafe Racer Club Poland pozwoliło plan wprowadzić w życie.
 Miała to być mała impreza, właściwie taka dla członków CRCP i najbliższych, a przerodziła się w spore przedsięwzięcie, które zgromadziło 15 maszyn startujących w konkursie na najlepszą garażową przeróbkę, 200 głosujących i około 300 odwiedzających. Pomysł był prosty, znaleźć miejsce, ściągnąć nasze garażowe sprzęty i poddać się werdyktowi publiczności. I tak też się stało, natomiast impreza przerosła nasze oczekiwania.
 Miejsce, Stacja Deluxe w Gdańsku, cudownie klimatyczne, z wszystkim co potrzeba. Super wystrój, w klimacie lat sześćdziesiątych, z motocyklem pod podłogą, z ogródkiem, w którego części stały motocykle i z jedną wadą. Wokół knajpy nie ma porządnego parkingu. I tutaj pomocną dłoń wyciągnęło do nas Radio Gdańsk, nie dość, że objęli imprezę patronatem medialnym to jeszcze użyczyli kawałek swojego parkingu. Pozostając przy patronacie medialnym należy wspomnieć o Motormanii, która skutecznie promowała nasze wydarzenie.
 Podziękowania należą się także sponsorom nagród i upominków, AC MOTORS z Rumii, gdańskiemu salonowi Motorismo i Moto-akcesoria.pl, Marvel Motocykle, firmie Forch oraz Moto Sokół Tomasz Luto.
 Przyszła jednak sobota i od wczesnych godzin porannych rozpoczęła się praca. Na miejsce zaczęły się zjeżdżać maszyny wystawiane w konkursie, oraz ich właściciele. Najpierw ogarnęliśmy miejsce wystawy i zablokowaliśmy wszystkie możliwe miejsca wokół Deluxe. Rozpoczęła się misja "Wszystko zmieścić", no się udała.
 Moto ładnie poustawiane, numerki ponadawane, miejsce dla gości, którzy wystartowali nad ranem z różnych miejsc w kraju zostawione, oraz motocykl Przemka, który przyjechał tak naprawdę zobaczyć wystawę, a skończył na II miejscu.  W sumie do konkursu stanęło 15 motocykli oraz w elementach, bohater plakatu, który nie został złożony na czas :) Dostał nawet jeden głos i właściciel zarzekał się, że nie był to jego głos.

 W międzyczasie rozstawiały się salonowe maszyny w odpowiednim klimacie, dwa Triumphy, Moto Guzzi V7, Yamaha SR400, a w tłumie łatwo można było wyłowić W800 ( 3 sztuki) i W 650. Za wyjątkiem CB 1100 i NineT, wyczerpaliśmy temat neoklasyków.


 Powoli pojawiają się pierwsi goście. Zaczyna się robić tłoczno, okazuje się później, że poranne godziny przyniosły dużą frekwencję. W południe mieliśmy delikatny przestój, ale najliczniej zrobiło się w ostatnich dwu godzinach. Udało nam się uzyskać założony cel, czyli doprowadzić do "wyciągnięcia" środowiska z garaży i pokazania tego nad czym całymi latami pracują. Wciągnęliśmy tez w zabawę publiczność, bo to ona zdecydowała o zwycięzcach. Moim zdaniem wygranym był każdy, kto wystawił swój sprzęt i nie ma znaczenia czy zyskał uznanie w oczach odwiedzających.
 W sumie bawiło się z nami prawie dwustu głosujących, a odwiedziło nas ponad trzysta. Czy uważam taką frekwencję za sukces? Tak, nie oczekiwaliśmy aż takiego zainteresowania i to ze strony nie tylko, "zarażonych" pasją do klimatu cafe. Na imprezie pojawili się ludzie na każdym chyba typie motocykla, jak i spoza  środowiska motocyklowych zapaleńców. Zadziałała loteria z nagrodami dla głosujących w konkursie, ale najistotniejsze, udało się osiągnąć atmosferę sprzyjającą rozmowom i wymianie doświadczeń, to było właśnie to !!!


    Co do samego konkursu na "garażową" przeróbkę, miał on być elementem większej całości, który uatrakcyjniał całe spotkanie. Główny cel to zainteresowanie ludzi tym klimatem. Konkurs swój cel osiągnął, ba nawet go przerósł. Nie oszukujmy się, prawie wszystkie wystawione maszyny należały do członków Stowarzyszenia i naszych przyjaciół, a nagrodą nie było 10 000 PLN. Mimo wszystko, każdy z wystawiających musiał odczuwać delikatną presję oceny. Przemek o, którym pisałem wcześniej, przyjechał po prostu na imprezę, ale udało mi się go namówić na wstawienie moto na wystawę. Miał zostać do 13:00, został do końca i zgarnął II miejsce, przegrywając o zaledwie dwa głosy. A było o co walczyć, i nie chodzi o nagrody rzeczowe, ale o :

 Puchar zrobiony w garażu. Już krążą pomysły, aby stał się przechodni, co sugeruje nam abyśmy w przyszłym roku powtórzyli imprezę. Bardzo nas to cieszy i postaramy się to zrobić.
 Co do samego sposobu wyboru zwycięzcy, być może mogliśmy wybrać szanowne jury, które profesjonalnie wybrało by swojego faworyta, ale moim zdaniem taka forma nie przyniosłaby masy zabawy dla wszystkich odwiedzających.
 No dobrze, czas na wyniki :)
                                                                      I Miejsce Tomek


 II Miejsce Przemek


III Miejsce Szymon


 Ze swojej strony dziękuję wszystkim za pomoc, zarówno patronom medialnym, sponsorom nagród, ale przede wszystkim ludziom ze Stowarzyszenia i przyjaciołom, bez Was nic by nie wyszło, a tak zrobiliśmy imprezę, która miejmy nadzieję, rozpocznie nowy rozdział w życiu każdego z nas :)

W materiale wykorzystałem zdjęcia Jacka Ostrowskiego, oraz Stacji Deluxe, poniżej podaję linki do ich galerii.
Jacek Ostrowski
Stacja Deluxe

Oraz filmik :) Miłego oglądania.


LWG i do zobaczenia na zlocie kawasaki W, już w piątek.