niedziela, 29 listopada 2015

Pow­ro­ty są trud­ne, ale tyl­ko wte­dy, kiedy nie wiesz dokąd wracasz.

 Witajcie po wielu miesiącach. Właściwie byłem pewien, że do tego projektu już nie wrócę. W zasadzie nie wracam, projekt pozostanie tylko z nazwy taki sam, a jedynie nieliczne wyjątki traktować będą o moim W800. W moim życiu zmieniło się na tyle istotnie, że jeden motocykl, choć nadal obdarzony największą estymą, nie wystarcza, latanie po drogach, mimo, że nadal pozostające podstawą i największą przyjemnością pasji motocyklowej, stało się tylko jednym z wielu aspektów życia związanych z motocyklizmem.
  Od ostatniego wpisu, zorganizowałem wraz z CRCP cztery imprezy, każda ciekawsza od poprzedniej, każda inna, choć dwie podobne :) Postaram się w kolejnych wpisach wrócić do tych imprez i opisać co się wydarzyło, ale będzie chyba trochę bardziej osobiście, o problemach, o sukcesach i o tym ile pracy i emocji wkłada się w takie przygotowania.
  Działalność Stowarzyszenia cały czas zajmuje masę czasu, a trwają już przygotowania do kolejnych imprez w roku 2016. Już teraz wiem, że kolejne edycje naszych imprez, będą kosztowały jeszcze więcej pracy, a oczekiwania w stosunku do nich i ich jakości z roku na rok będą coraz wyższe. Zastanawiam się jedynie, czy uda się utrzymać darmowy charakter naszych spotkań, wiem jedynie, że jak tylko się da to takie właśnie one będą.
 Od ostatniego naszego spotkania w garażu pojawił się nowy "członek rodziny". Ale może od początku. W lipcu otwarto tor doskonalenia jazdy w Pszczółkach. Autodrom Pomorze, w połączeniu z moim urlopem, spowodował ożywienie wspomnień i chęci latania po torze. Do tej pory, moja przygoda z torowym ściganiem, ograniczyła się do jednego wypadu na Veteran Cup do Koszalina. Dwa dni spędzone na torze, wryły się w umysł i to nie tylko mnie, już pod koniec zeszłego roku padł pomysł założenia sekcji sportowej w ramach CRCP. W tym roku się zmaterializował i część z nas poważnie podeszła do ścigania w ramach wyścigów motocykli klasycznych. Osobiście dość sceptycznie podchodziłem do tematu, po pierwsze nie chciałem się ścigać W, po drugie chyba jestem już na to za stary ... Takie myślenie szybko zweryfikował właśnie nowo otwarty tor.
  Korzystając z możliwości jakie przygotował dla nas (motocyklistów) Mario, załatwiając formalności z kierownikiem toru i dbając o każdy wjazd i zjazd z niego, zapisałem się już na pierwsze zorganizowane sesje. Urlop pozwolił na korzystanie z sesji porannych, an które stawiało się mniej motocyklistów, a tegoroczne upały nie dawały się tak we znaki. Skorzystałem tez parokrotnie z sesji popołudniowych, ale upał sprawiał, że wyjazd na średnio dziesięć okrążeń, dawał się bardzo we znaki.

 Już pierwsze okrążenia pokazały mi jak bardzo za tym tęskniłem. Możliwość pokonywania własnych słabości i strachów w połączeniu z poznawaniem własnej maszyny, to wszystko co tak naprawdę jest kwintesencją jazdy na motocyklu. Tak można to robić na ulicy, ale tą formę zdecydowanie odradzam i to nie tylko ze względów na ryzyko związane z innymi uczestnikami ruchu, ale ponad wszystko na powtarzalność warunków na torze. Właśnie ta powtarzalność warunków powoduje, że jesteśmy w stanie przekraczać kolejne granice. Może przykład. Będąc w Bieszczadach, wjeżdżaliśmy na szczyt, jadąc w górę droga była czysta i sucha. Wracając okazało się, że przed nami jechał wóz z drewnem, który wyjechał z mokrego i zabłoconego lasu. To co wywiózł znalazło się na drodze i to dokładnie w ciągu dość ostrych zakrętów. Tylko opanowanie i doświadczenie nie doprowadziły żadnego z nas do położenia moto, ale ostre hamowanie i ślizg na wprost w zakręcie był i o mało nie skończył się wyjazdem poza drogę.
 Na pierwszej sesji zrobiłem czas 1:02:99, ale już wtedy okazało się, że młodsi i dosiadający dużo bardziej sportowych maszyn zostawali w tyle. Oczywiście byli też szybsi, ale i tak argument o wieku, przestał mieć znaczenie. Każde kolejne spotkania na torze, to kolejne urywane ułamki sekundy. Na jednej z sesji doprowadziłem do sytuacji w której każde kolejne okrążenie mieściło się w tej samej sekundzie. Niestety zbliżenie się do bariery poniżej minuty okazało się szkodliwe dla samego motocykla, o ile lewą stronę chroni podstawka centralna, to z prawej (po całkowitym zdarciu ogranicznika) przejął wydech. To był moment w którym dotarło do mnie, że moja technika jazdy z ulicy nie nadaje się na tor.


 Po paru rozmowach z ludźmi, którzy poruszali po torze się zdecydowanie lepiej ode mnie, wysłuchaniu rad zacząłem stosować inne techniki jazdy, począwszy od innych wychyleń na pozycji na siodle skończywszy. Więcej pracy barkami, zmienne pozycje w siodle i z dnia na dzień, z okrążenia na okrążenie, najpierw zszedłem poniżej tej cholernej minuty, by skończyć pobijanie czasów na w na 00:58:30. To nie jest jakiś mega czas Marek na swoim W, zrobił lepszy czas i wcale nie będę tłumaczył tego tym, że ma lepiej do toru przystosowane moto, ale moje W, moim zdaniem osiągnęło limit :)

 A jak z wychyleniami motocykla, tutaj różnica jest niewielka, zacząłem od 44 stopni, by skończyć na 46, ale w połączeniu z techniką jazdy różnica w odległości do asfaltu była już spora. Sezon na torze zakończyliśmy uczestnicząc w dniu otwartym Autodromu. Udało nam się zaprosić zawodników zawodników startujących w Veteranie  i miło spędzić dzień.
  Teraz czas na zmiany, chyba właśnie o tym pisałem :) Moje nowe cacko CB 250 G z mojego rocznika. Już szykuje się do przyszłorocznej serii wyścigów motocykli klasycznych. Zbroi się cała sekcja i w przeciwieństwie do tego roku, w przyszłym mamy zamiar sporo namieszać.



  ... wiem dokąd wracam. Są dwa powody dla których zaczynam znów tutaj pisać, w zasadzie trzy, ale jeden jest tajny i może kiedyś go poznacie, po pierwsze zadzwonił do mnie ktoś kto czytał tego bloga i potrzebował pomocy, po drugie, pisanie o tym co się dzieje w moim świecie jako motonity, podnosi u mnie poziom "chcenia" i motywuje mnie do dalszej pracy, zarówno nad sobą, swoimi motocyklami, ale także dla całej rzeszy ludzi, którzy dzięki naszej pracy, dobrze bawią się na naszych imprezach.
LWG i do przeczytania niebawem :)