poniedziałek, 24 grudnia 2012

WESOŁYCH ŚWIĄT


niedziela, 4 listopada 2012

I zlot posiadaczy Kawasaki W

Tak, nadszedł już ten czas, czas aby się spotkać, poznać i porozmawiać o sprawach dotyczących naszych maszyn.
Na ten moment wstępnie ustalamy czas spotkania na drugi weekend maja 2013 roku. Termin odległy, ale mamy dość sporo czasu na organizację. Miejscówka, jak na razie Toruń, ale możemy się przesunąć bliżej środka naszego pięknego kraju, tak aby każdy mógł bez problemu dojechać w jeden dzień.
Zapraszam wszystkich użytkowników Kawasaki serii W i tych 800 i 650 do kontaktu ze mną na adres maxuzi@poczta.onet.pl  . Jeśli są także chętni użytkownicy innych pięknych klasycznych maszyn również zapraszamy.

Akcja "serwisowa"

Jedynym zmartwieniem wszystkich użytkowników W 800, jest usterka związana z zapalającą się lampką FI. Każdy z nas przeszedł to samo, czyli po przebiegu pomiędzy 2000-5000 przy zimnym silniku zaraz po odpaleniu zapalała się kontrolka układu wtryskowego (FI).
Wystarczyło wyłączyć zapłon i uruchomić silnik ponownie, lub po odpaleniu "przegazować" dwa razy i problem znikał. Mimo zerowej szkodliwości było to denerwujące.
Wizyty w serwisach kończyły się na podłączeniu do komputera i regulacji. Nic to nie dawało, a oficjalnie dystrybutor na Polskę nie informował o przyczynach i jak sobie z problemem poradzić.
Tym razem po interwencji w imieniu wszystkich znanych mi użytkowników oraz swoim zgłosiłem problem do dystrybutora firmy PROBIKE i sprawa została załatwiona.
Wszystkie serwisy w kraju otrzymały już instrukcję jak problem zidentyfikować i jak sobie z nim poradzić. Także jeśli spotkał Was podobny problem, śmiało kierujcie się do Waszych serwisów.

piątek, 26 października 2012

Ale zimo .... :)

Nie pisałem nic przez dwa miesiące. Nawet nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Teraz przychodzi czas zakończenia sezonu, więc może więcej wolnego czasu poświęcę na redakcję bloga a nie jazdy na moto.
Na ten moment zajawka najnowszej "zdobyczy"......


.... wreszcie taka, jaką chciałem mieć od początku.

piątek, 31 sierpnia 2012

Wakacyjne podróże

No cóż to już koniec wakacji, które dla ludzi pracujących ograniczają się, jeśli oczywiście mają szczęście, do dwu lub jednego tygodnia urlopu. Nam udało się wygospodarować wspólne dwa tygodnie, które niestety były deszczowe, lub co najmniej z przelotnymi gwałtownymi burzami.
Plany były takie, że będziemy śmigać po okolicy ile się da, a wyszło tak, że oprócz kilku przejażdżek nie wyszło z tego nic.
No ale od początku, mam nadzieję, że nie pominę niczego istotnego, bo okazało się, że byliśmy w stanie razem, bądź ja sam wygospodarować dość sporo czasu na jazdę po ciekawych miejscach, a nawet ciekawych inicjatywach.
Zaczęliśmy chyba od zlotu Lotoru na Wyspie Sobieszewskiej, oprócz jazdy na miejsce, nic ni pozostawiło w mojej pamięci wyraźnego śladu. Po pierwsze pojechaliśmy sami, okazało się, że na miejscu nikogo nie znamy, ludzie byli w grupkach, pili browara i nie za bardzo wiedzieliśmy po co tam jesteśmy. To był nasz drugi zlot, na pierwszym byliśmy w Gołuniu, ale nie sami, a z teściami. Tamto odczucie było zdecydowanie inne. Mieliśmy możliwość porozmawiać, duży teren ośrodka dawały poczucie wielkości jak i organizacyjnego ładu. Tu wszystko wydawało się nam nie takie. Zrucam to tylko i wyłącznie na to, że byliśmy tam sami :)
Następne imprezy miały już zupełnie inny charakter. W przeciągu dwu tygodni, dwukrotnie odwiedziłem dzieci na koloniach organizowanych przez fundacje. Tym razem, wyjazdy organizowane poprzez forum moto3miasto. Tutaj bawiłem się przednie, niosąc uśmiech na twarzach dzieci. Nic nie daje takiej radości, jak możliwość dzielenia się swoja pasją, a przy tym sprawiać ogromną radość dzieciakom. Cała zabawa polegała na spotkaniu z dziećmi i możliwością ich przewożenia na krótkich odcinkach. W pierwszej edycji wzięło udział około 20 motocykli a w drugiej 30.
Wspólny wjazd na teren kolonii już wywoływał euforię u dzieciaków, a co dopiero możliwość przejechania się Yamahą R1, Kawasaki Ninja, potężnym Vulcanem 1800, czy wspaniałym klasykiem:) Na początku, każde z dzieci z dystansem podchodziło do takiej możliwości, by z czasem, wręcz nas zamęczając, przejechać się każdym sprzętem. To naprawdę była ciężka praca. Ale było warto.
Ten brzdąc, za moimi plecami ledwo sięgał podnóżków, nie był w stanie mnie porządnie złapać, ale był pierwszy przy Wiesi i koniecznie chciał :)
Później był ten "cudny" urlop i dopiero w ostatni weekend udało nam się wyskoczyć na Hel. Wyprawa w tamtą stronę była ok, mimo paru korków udało się dotrzeć w miarę szybko do celu. Ponad 100 kilometrów bez przerwy dało się we znaki, nie jeździliśmy razem prawie całe dwa tygodnie, a nawet jeżdżąc sam pokonywałem krótsze odległości. Pogoda nie dopisała i zarówno w czasie jazdy, jak i na Helu spotykał nas deszcz. Powrót do Gdyni, gdzie umówiliśmy się z Adamem (ten od R1), to droga przez mękę, mimo motocykla przepychanie się przez wielokilometrowe korki dało porządnie w kość. Weekendowy wypad na Hel, odradzam.
Oczywiście powrót do pracy, był równoznaczny ze zdecydowaną poprawą pogody :) Na szczęście udało się wygospodarować czas na wspólne bądź samotne wypady. Już w pierwszym tygodniu razem z Adamem wyskoczyliśmy po pracy na rybkę do Kątów Rybackich. Było szybko :) A i spalanie chyba rekordowe.
W bardzo gorący weekend wybraliśmy się z żoną na wycieczkę, na trasie Gdańsk, Przegalina, Górki Wschodnie, Sobieszewo, Gdańsk. Upał był taki, że wystarczyło zatrzymać się na chwilę i poczuć jak na basenie z gorącą wodą. Sama jazda rewelacyjna, rybka w Sobieszewie tania i dobra, a widoki niepowtarzalne.
Następny weekend to najpierw samotna przejażdżka po Kaszubach, w sumie 150 kilometrów, a następnego dnia w dużo lepszej aurze wspólny wypadzik na trasie Gdańsk, Szymbark, Gołubie, Brodnica, Kartuzy, Gdańsk.
Tutaj nie obyło się bez zwiedzania i spacerów. Na początek Szymbark ze słynnym odwróconym do góry nogami domkiem i całym skansenem. Dla motocykli wjazd na parking za free, ale wejście na teren skansenu w sezonie to 20 zł. Mimo ceny zwiedzających tłumy. Potem było arboretum w Gołubiu. Małe, ale świetnie pielęgnowane gospodarstwo z niesamowitą ilością roślin wszelakiego rodzaju i pochodzenia. Jest to miejsce w którym na pewno o każdej porze roku będzie zupełnie inaczej. My trafiliśmy na rozkwit roślin późno letnich i wczesno jesiennych, więc pojedziemy tam pewnie jeszcze nie raz. Droga powrotna z postojem w Brodnicy Górnej, tam zjedliśmy wyśmienite pierogi i podziwialiśmy widoki. Z tarasu widokowego widać całą panoramę Kaszub, ze wszystkim wzniesieniami terenu. Poniżej tarasu miejsce w którym co roku odbywają się imprezy związane z truskawką, narodowym owocem Kaszub. W sumie 6 godzin poza domem, 200 kilometrów w pięknym kaszubskim klimacie, no i super pogoda.
Kolejny weekend to wyjazd ze szwagrem i jego żoną na Mierzeję Wiślaną. Pogoda znów dopisała, choć zapowiadało się deszczowo. Spokojne tempo, tak zamuliło szwagra, że nie zjechał na Obwodnicę Południową i pognaliśmy dalej. Skończyło się tym, że przy okazji zwiedziliśmy spory kawałek Żuław Zachodnich, co tylko urozmaiciło wyjazd. Niestety dzień był wietrzny, a charakter Żuław to przede wszystkim rozległe pola, więc momentami było dość ciężko.
Po trafieniu przez Suchy Dąb i Cedry Wielkie na S7 droga biegła już standardowo. Na samej Mierzei było już tylko fantastycznie. Stan dróg determinują w tym rejonie lasy, asfalt mimo, że nie popękany, jest pofalowany. Rozrastające się korzenie wypychają i podnoszą asfalt, a to w połączeniu z piaszczystym gruntem pozwala poruszać się tylko przepisowymi prędkościami. Najpierw kawka, później obiadek, miły spacerek i co dziwne słońce. Słońce świeciło tylko tam, przez całą trasę było pochmurno, a momentami nawet kapało, a tam słońce :) Po obiedzie, zachciało się spać, ale trzeba było wracać. Bardzo sympatyczny czas spędzony rodzinnie na moto, niestety jedyny taki wypad ze szwagrem, a mogło być ich zdecydowanie więcej .....

 Kolejną weekendową podróż odbyliśmy wraz z naszymi sąsiadami do Parpar, położonych w delcie Wisły na wysokości Sztumu. Odbywał się tam zjazd Konfraterii więc można było liczyć na swojski napitek i jadło. Napitki niestety bez procentowe, ale jadło wyśmienite. Położenie w środku lasu, cisza i czyste powietrze sprawiły, że pogoda nie miała znaczenia. Ciekawostką był fakt iż właściciel tereny to także miłośnik motoryzacji, a motocykl wiszący na ścianie jest ponoć na chodzie. Spędziliśmy cały dzień w drodze i na świeżym powietrzu, więc wyjazd bardzo udany. Nalewka zakupiona na miejscu nie dotrwała dnia następnego :)
Ostatnie weekend sierpnia spędziliśmy na wspólnym wyjeździe z ludźmi z moto3miasto na zlot w Łebie. Niemrawe zgłaszanie się ludzi, ze względu na prognozy pogody, zakończyło się wyjazdem około 30 maszyn. Kolumna była tak długa, że w Sierakowicach ludzie myśleli, że to parada. Trasa do Łeby wiodła przez Kartuzy i Sierakowice, więc tempo było sympatycznie spokojne. Na samym zlocie było miło i przyjemnie. Spotkaliśmy teściów i wielu znajomych z forum, którzy bawili tam już od piątku. Był wspólny spacer do portu, lody, oglądanie parady i po raz pierwszy w życiu zimny Lech .. free :) Popołudni tak się rozpogodziło, że zaczęliśmy się w uniformach grzać. Być może dlatego padła decyzja, wsiadamy na moto i wracamy. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji, pożegnaliśmy się i część pojechała jeszcze do Gdyni, a reszta rozjechała się do domów.
"Wakacje" mimo słabej pogody w lipcu, można uznać za udane. Spędziliśmy na moto wiele fajnych i miłych chwil. Zwiedziliśmy, czy też odwiedziliśmy wiele miejsc, w których dawno nie byliśmy, bądź nie wiedzieliśmy, że istnieją. Do pracy poruszałem się prawie wyłącznie na moto, więc zamykam ten okres 8500 kilometrów na liczniku. W przyszłym roku na pewno zdecydujemy się na dłuższe wypady, na razie chyba po Polsce, ale kto wie .... :)


niedziela, 12 sierpnia 2012

Jak ciężko znaleźć czas, gdy świeci słońce :)

Przez ponad miesiąc, obiecywałem sobie, że w końcu napiszę parę zdań o sprawach ważnych i tych mniej istotnych. Odkładałem pisanie na odpowiedni czas i miejsce. Po drodze był urlop i olimpiada, więc masa wymówek. Ułożyłem już nawet w głowie plan, o czym mogę pisać.
Niestety, życie weryfikuje plany a pogoda oddala chęć spędzenia choćby dłużej chwili przed komputerem. W skrócie, dwie imprezy dla dzieci, trzy wycieczki z żoną i masa nawiniętych kilometrów. Do tego nowe elementy ubioru i dużo nowych doświadczeń. Mam nadzieję, że od jutra uda mi się zamieszczać opis i zdjęcia tego co przez ostatni miesiąc z hakiem, spotkało mnie w przygodzie z W 800.

niedziela, 3 czerwca 2012

Motocykliści dzieciom.

Forum trójmiejskich motocyklistów jest miejscem, w którym motoykliści z pomorza i nie tylko wymieniają się swoimi doświadczeniami, umawiają się na wspólne spotkania oraz organizują się w szczytnych celach.
Jedną z takich akcji jest coroczna wyprawa na Wydział Dziecięcej Onkologii Akademii Medycznej w Gdańsku. Organizatorem i pomysłodawcą jest członek forum a zarazem osoba zaangażowana w pracę na rzecz Fundacji Trzeba Marzyć. Motocykliści odwiedzają chore dzieci dwa razy do roku, na Mikołaja i w czerwcu z okazji Dnia Dziecka.
Zaraz po przeczytaniu posta na forum podszedłem do tematu sceptycznie. Nie dlatego, że nie chcę pomagać i brać udziału w takich akcjach, bardziej bałem się swojej reakcji na widok chorych dzieci oraz klimatu jaki może się wytworzyć. Po przemyśleniach i rozmowie z żoną doszliśmy do wniosku aby wesprzeć akcję swoją obecnością. Na decyzję miał też wpływ udział w przedsięwzięciu kuzyna żony, tego samego od R1.
Do imprezy pozostał tydzień, więc udało się zorganizować gadżety z Muzeum II Wojny Światowej. Dla każdego z dzieciaków były puzzle, smycz, pokrowiec na telefon i mazaki. Przy okazji serdecznie dziękuję dyrekcji muzeum za wsparcie pomysłu i możliwość przekazania paczek dla dzieci.
W dzień spotkania pozostał do rozwiązania jeden problem, jak to wszystko dostarczyć do szpitala? W końcu moto objuczony jak osioł, z towarem w sakwach i przyczepionymi do nich siatkami dał radę i dowiózł prezenty na miejsce. Spod kliniki pojechaliśmy na miejsce spotkania pod Multikino. Na szczęście zdążyliśmy przed zorganizowanym na ten dzień przejazdem rowerowym z Gdańska do Gdyni. Powoli ekipa zaczęła się zbierać, ku naszemu zaskoczeniu stawiło się w sumie około 30 motocykli, część solo, a niektórzy z plecaczkami. Wśród tych drugich znalazły się żony, dziewczyny i ... dzieci, i to było fajne. Rodzice przekazują takie wartości od małego. Jak się później okazało, dziecięce kaski bardzo się przydały :)
Ekipa ruszyła i z rykiem silników zajechała pod Akademię. Zdziwiła nas obecność telewizji, ale Rafał nie chciał nas o tym informować, bo bał się, że część z nas może się wycofać. Część dzieci od razu pojawiła się w oknach, a niektóre zeszły do holu żeby nas przywitać. Zaczęło się wielkie "dmuchanie" balonów. Cała setka baloników i parunastu chłopa do dmuchania. Było wesoło.
Później każdy wziął po paczce, dorzucił po zabawce do zestawu, parę słodyczy i jazda po oddziale aby obdarować maluchy.
Po wręczeniu prezentów udaliśmy się z dziećmi, które mogły opuścić pokoje do motocykli. Tam niestety zostaliśmy wybrani do udzielenia wywiadu ( można go obejrzeć w gdańskiej Panoramie), niestety bo nie lubię takich sytuacji, ale stało się, zostaliśmy "gwiazdami" telewizji :) Po chwili pierwszy z maluchów z pozwoleniem na przejażdżkę wybrał moje moto i koniecznie chciał się przejechać. I w tym właśnie momencie przydały się mniejsze kaski. Jazda krótka ale dla małego musiało być to nie lada przeżycie, dla mnie zresztą też, uśmiech dziecka bezcenny, reszta była nieistotna. Ostatnią atrakcją była maszyna do robienia baniek mydlanych. Mam nadzieję, że dzieci bawiły się dobrze. My na pewno byliśmy zadowoleni i szczęśliwi mogąc choć na chwilę dać im zapomnieć o chorobie i poczuć się wyjątkowo.
Po imprezie część z nas wybrała się do Gdyni, a z kuzynem żony spędziliśmy jeszcze wieczór na meczu żużlowym GKS Wybrzeże z Falubazem. Mecz niestety przegrany, ale wynik rozstrzygnął się dopiero w ostatnim wyścigu.
Bardzo miły dzień na moto z chwilami wzruszeń i masą wspaniałych ludzi. Wiemy już, że dzięki motocyklowi nasze życie odmieniło się bardziej niż przypuszczaliśmy, a w takich akcjach będziemy brać udział tak często jak będzie to możliwe.
Mała fotorelacja. Zdjęcia Rafała:




piątek, 1 czerwca 2012

Kaski ...

... Jak mawiała moja babcia "biednych ludzi nie stać na tanie rzeczy". Coś w tym jest, oczywiście w tamtym momencie chodziło o zupełnie inne sprawy, ale obecnie także przekonujemy się o prawdziwości tych słów.
Moja przygoda z kaskami rozpoczęła się od kasku  Highway 1 DX2 "73". Tani jak barszcz i jak nic pasował do klimatu moto. Oczywiście już pierwsza wyprawa wykazała jego wady, ale w sierpniu zeszłego roku to nie miało znaczenia, żadnego znaczenia :) Wtedy liczyła się jazda, więc "podwiane" oczy od szpar nad szybą, czy potrzeba zakładania okularów przeciwsłonecznych i wciskania ich w kask były nieistotne.
Z czasem zamarzyły nam się śliczne Grex'y ( to taka pod marka Nolana, tyle że tania) zamówiłem więc Grex'y typu jet w kolorze mokka (nie wiem co to za kolor). Czekaliśmy na nie prawie miesiąc, bo sezon miał się ku końcowi i stany magazynowe były słabiutkie. Kiedy już dotarły było na tyle zimno, że nie nadawały się do klimatu (krótka szybka). Ale na ciepłe dni uważam te kaski za rewelacyjne. Fajne wykonanie, wygodne i naprawdę ładne. DJ1 city, jak sama nazwa wskazuje to kask miejski i do tego celu został stworzony. Jakakolwiek aktywność autostradowa lub ekspresowa kończy się bolącym nosem szyją i brodą (małe kamyczki i owady na twarzy) a przy większych prędkościach także efektem ściągania kasku. Oto on :

Problem miała rozwiązać szyba i stąd jej poszukiwania. Po wielu bojach stanęło na GIVI, o czym pisałem już wcześniej. Niestety problem dalszych wypadów czy pośmigania z większą prędkością nie został rozwiązany. Mimo lepszej ochrony przed wiatrem, nadal odczuwało się brak dostatecznej osłony twarzy, a żona siedząca poza zasięgiem osłony otrzymywała jeszcze większe strugi powietrza wraz z dobrodziejstwami natury.
Postanowiliśmy zatem zainwestować w porządne kaski. Cały czas starałem się odsunąć myśli o kwotach wyższych niż 1000 zł za kask, z drugiej jednak strony, chcieliśmy aby trzeci komplet kasków był już tym docelowym i spełniał swoje funkcje jak najlepiej.
Rozpoczęło się przeszukiwanie zasobów internetowych, ilość ofert plus czytanie recenzji, testów oraz forów jest w tym temacie przeogromna. Każdy chwali swoje, do tego producenci prześcigają się w promowaniu swoich kasków na łamach czasopism i portali. Po dwu tygodniach miałem już tak dużą głowę, że obawiałem się o rozmiar nowego kasku :) . Odwiedziłem parę razy sklepy w których można było przymierzyć i porozmawiać o tym co w takim przypadku jest najważniejsze. Zebrane w całość i przemyślane decyzje:
1. Bierzemy coś z wyższej półki.
2. Cichy turystyczny.
3. Wygodny i dopasowany.
Taka kolejność, ale tak naprawdę najważniejszy jest punkt trzeci. W kręgu zainteresowań po wielu godzinach negocjacji, tak negocjacji, jeśli chcesz coś kupić z kobietą wymaga to tyleż samo wysiłku co znalezienie towaru. Ma to też swoje plusy, proces argumentacji, uświadamia Ci słabe punkty Twoich wcześniejszych przemyśleń.
Na placu boju pozostały:
1. Shoei Multitec
2. Shoei Neotec
3. Nolan N104
4. Schuberth C3
5. Shoei Qwest
W całym zestawieniu jest jeden integral, reszta to szczękowce. Osobiście nadal byłem za wydaniem jak najmniejszej kwoty więc moje typy to QWEST i 104. 104 odpadła ze względu na poziom wykonania w stosunku do innych (wiem cena niższa, ale nie aż tyle a różnica w wykonaniu spora). QWEST odpadł bo nie miał blendy (warunek żony, jak się okazało istotny) z tego samego powodu odpadł Multitec.
Zostały dwa najlepsze (i najdroższe) Neotec i C3. Tutaj już gra szła o tak drobne szczegóły, że ja sam zacząłem się gubić. Wygrał C3 ponieważ, był dla nas obojga wygodniejszy, jakoś lepiej pasował do twarzy oraz ma idealnie okrągły tył, bez wypustek i spojlerów. Tak naprawdę wybór między tymi kaskami to indywidualne dopasowanie. Oba są świetnie wykonane, mają świetne mechanizmy i są ciche.
Teraz w czasie publikacji mamy za sobą już trochę przejechanych kilometrów w tych kaskach i zdecydowanie był to trafny wybór. Kaski sprawują się idealnie i blenda, czy szczęka nie są wymysłami, one naprawdę się przydają. Kaski kupiliśmy w Marvelu, gdzie dostaliśmy najlepszą cenę wraz z obsługa autoryzowanego sprzedawcy i tu też uwierzcie ma to duże znacznie przy tak kosztownym zakupie.
Ale żeby nie było, że jest tak cudownie szyba została zdjęta :) przy większych prędkościach turbulencja zahaczała o górny wlot powietrza i powodowała efekt trzepoczącej flagi. Po zdjęciu kask pokazuje jak jest świetny i cichy a Wiesia znów wygląda klasycznie i ślicznie :)

niedziela, 13 maja 2012

Nowe akcesoria.

Przed tzw. długim weekendem, pracowałem zresztą co drugi dzień, zamówiłem w sklepie internetowym www.w650shop.de dodatkowe akcesoria w postaci osłon na bagaż boczny, mogą być to sakwy lub torby tekstylne oraz bagażnika. Dokładnie takie same jak opisane w jednym z poprzednich wpisów dotyczących akcesori do turystyki. Jak się okazało dodatki te produkowane są w Niemczech przez http://www.fehling.de/. Niestety przez dni wolne w naszym kraju przesyłka troszkę sobie poczekała. I tu mała niespodzianka, polski oddział DHL, stwierdził, że sam zdecydowałem się nie odebrać przesyłki 2 maja. Oczywiście nikt do mnie nie dzwonił i nikogo z przesyłką nie było. Ale to taka ciekawostka.
4 maja zaraz po pracy przesyłka w końcu znalazła się w moich rękach. Wszystko zgodne z zamówieniem, ładnie zapakowane i nie poobijane. Po otwarciu paczki, zdziwiłem się, że producent w śladowej ilości postarał się wytłumaczyć jak to ustrojstwo zamontować.
Całe szczęście pozostały jakieś umiejętności oraz umiejętności po "samochodówce". W obu opakowaniach znajdowały się dokładnie te same dokumenty w postaci obustronnej kartki z wypisanymi elementami oraz dwa zdjęcia. Jedno pokazujące zamontowany sam bagażnik, drugie z całym zestawem. Różniły się też zestawy śrubek i nakrętek. Przy niewielkiej pomocy i pełnej determinacji zabrałem się za montaż.
Jeśli nie macie porządnych kluczy nasadowych, uważajcie bo aż wstyd to przyznać, ale nie myślałem, że japońskie nakrętki są tak słabe i łatwo je za pomocą dołączonych kluczy doprowadzić do stanu okrągłej główki. Na szczęście korzystając z "francuza" udało się poluzować wszystko co trzeba. Najgorsze są trzymające amortyzator dolne 12, nie dość, że miękkie, to jeszcze zakończone owalnie, przez co klucz nie trzyma na całej powierzchni.
Do zamontowania całego zestawu potrzeba jest zdjąć oba amortyzatory, uważając na opadający wraz z kołem wahacz. Sam montaż odbywa się przez wyciągnięcie standardowych uchwytów dla pasażera ( tutaj uwaga, należy zdjąć siedzenie, ja musiałem odkręcić błotnik, i od góry dostać się do nakrętek trzymających uchwyty). W ich miejsce za amortyzatorami umieszczamy "uszy" bagażnika. Nie obyło się bez młotka :) , oczywiście delikatnie i przez miękki materiał, żeby nie uszkodzić samego bagażnika. Producent w zestawie dołącza zaślepki uszu na siatkę i po ich zamontowaniu otrzymujemy pełną płaszczyznę z nagwintowanym otworem. W ten otwór wkręcamy zespolone za pomocą krótszej tulejki oba elementy ( w zestawie są tez dłuższe, jeśli montujemy sam bagażnik). Zakładamy amortyzatory i pasujemy na nich drugie oczko osłon do bagażu. Wszystko skręcamy najmocniej jak się da, oczywiście uważając aby nie uszkodzić mięciutkich nakrętek. I to by było na tyle. Czas około dwu godzin.
Ponieważ w piątek pogoda była nie najciekawsza test czy wszystko gra został przeprowadzony w sobotę. Koło nie dopadło, amortyzator na miejscu, więc wszystko ok !
Tego samego dnia zakupiłem sakwy z eko skóry, zamontowałem i wyszło to tak:


Moim skromnym zdaniem osprzęt turystyczny nie psuje linii Wiesi, oraz nie przeszkadza w ruchu miejskim. Sakwy dobrane szerokością tak aby nie wystawały poza linię lusterek.
Popołudnie wykorzystaliśmy na spotkanie z kuzynem żony (na Yamaha R1), więc się nie ścigaliśmy :) Odwiedziliśmy moto-akcesoria, byliśmy na lodach w Misiu, oraz kawce w tekstyliach. Bardzo sympatyczne popołudnie w sympatycznym motocyklowym towarzystwie.
Kilometry się nawijają więc niedługo drugi przegląd. Wczoraj kupiliśmy z żoną nowe kaski. Ale o tym w następnym poście ......

wtorek, 1 maja 2012

Wydarzyło się

Za namową jednego z komentujących poprzedniego bloga postanowiłem zmienić narzędzie jak i adres bloga. Niestety Onet nie postarał się jeśli chodzi o możliwości i czytelność swojego silnika, a do tego bardzo często strona się nie wyświetlała.
Najważniejsze, że udało się znaleźć czas, aby przenieść wszystkie posty. 
Już sama konstrukcja, jak i grafika, a co najważniejsze czytelność w tym miejscu zdecydowanie przemawiają za tym, że był to dobry pomysł. 
Od ostatniego wpisu, nie wydarzyło się nie szczególnego. Nie udało się wyskoczyć w dalszą trasę. Pogoda nie rozpieszczał, a jednak od początku sezonu przejechałem 1000 kilometrów. Każda w miarę cieplejsza godzina połączona z wolnym czasem oznaczał nawijanie kolejnych kilometrów. Najczęściej do pracy oraz zwiedzanie okolicznych ulic :)
Z istotnych zmian zamontowana jest szybka, dedykowana do W800. Producentem jest GIVI. Zamontowana w około 30 minut, z wyjęciem reflektora włącznie. Wszystko idealnie spasowane, nawet dodano specjalne gumeczki na  śrubki dystansowe, odpowiadające za kąt pochylenia szyby. Wygląda to tak:


Szybka zdecydowanie poprawia komfort jazdy, jest dobrze wyprofilowana co powoduje, że powietrze opływa ponad głową nie wywołując turbulencji. Zakupiona w sklepie internetowym za przyzwoitą cenę powoduje, że jazda stała się jeszcze przyjemniejsza.
Teraz czekam na dostawę z Niemiec ........

czwartek, 5 kwietnia 2012

Pogoda

Ech ta pogoda. W Gdańsku od Pierwszego Dnia Wiosny wyjechałem na moto dwa razy :( Dosłownie dwa. Raz na krótką przejażdżkę, a raz do pracy. Niestety najbliższe prognozy nadal nie napawają optymizmem. Na ulicach przewija się parę skuterów i motocykli, ale jak na lekarstwo.
Zazdroszczę troszkę naszym południowym krajanom. U nich bywają dni z + 17, a my marzniemy w strugach deszczu a nawet śniegu. Mam nadzieję,że niedługo jednak odżyjemy i wrócimy na drogi wraz ze swoimi dwoma kółkami.
 Jak na razie dotarła do mnie dedykowana dla W 800 szyba z Givi. Niestety przygnębienie pogodowe powoduje, że brak mi ochoty na jej założenie. Na pierwszy rzut oka, solidnie wykonana z przemyślanymi patentami na montaż w Wiesi. Szyba montowana do reflektora z masą śrubek, podkładek i dystansów. Jest wyższa od A 410 (też Givi) i ładnie wyprofilowana. Mam nadzieję, że tym razem będzie spełniać swoją rolę i w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki nie wyląduje na półce w piwnicy :)
 A może by tak jutro do pracy na moto ..... ? Ma być 7 stopni :)
LWG

środa, 21 marca 2012

Jajcarnia 2012

 Sezon motocyklowy w pomorskim otwiera „impreza” u Księdza Maślaka w Sobowidzu. Ksiądz zaprasza na wspólną modlitwę i święcenie maszyn co roku w czwartą niedzielę postu. Ponieważ jest to mój pierwszy sezon, poprzedniego roku nie liczę, nie mogło nas tam z żoną zabraknąć.

W tym roku owa niedziela wypadła wcześnie, bo na 18 marca. Na szczęście wszystko zapowiadało, że pogoda będzie ładna i będzie w miarę ciepło. Jeszcze w sobotę dosłownie był upał, oczywiście biorąc pod uwagę obecną porę roku. Niedziela niestety, szczególnie z rana nie była już taka słodka.
Pobudka  w niedzielę o 7 rano, szybki spacerek z psem, kawa i przyszykowanie sprzęta. Na 9:30 byliśmy umówieni na wspólny start z placu manewrowego Tomka z Motosokoła. Więc o 9:15 start i już pierwsze metry dały znać, zimno ….
O 9:30 zebrała się nas spora ekipa, około 20 motocykli, część osób znałem z wcześniejszych spotkań, ale biorąc pod uwagę nasz staż, czuliśmy się troszkę wyautowani. Z czasem nie czuliśmy już w ogóle tego, że jesteśmy nowi.
Po raz pierwszy jechałem też w tak dużej grupie, oczywiście znane są mi zasady poruszania się w kolumnie, ale zawsze był to pierwszy raz. Odczucia jak najbardziej pozytywne. Prowadzący dostosował prędkość do sprzętów w grupie, drugi świetnie zastawiał ronda, ogólnie podoba mi się tak jazda.
O 10 byliśmy już na miejscu. Według Tomka tempo było szybkie, myślę że spowodowane panującą temperaturą J. Szczerze byłem przemarznięty, mimo ciepłego ubrania. O żonie nie wspomnę, bo wyglądała tak jakbym wsadził ją specjalnie do zimnej wody. Na szczęście ludzie z ekipy mieli ciepłą herbatę, więc żona odtajałą i przez resztę dnia była już taka jak zawsze, czyli cudowna.
Cała impreza zaczynała się już na rogatkach Sobowidza, w czasie wjazdu zakładano opaski, w wielu miejscach zorganizowane były punkty gastronomiczne, z ciepłą herbatą lub kawą, grille a później grochówka. Naszą ekipę skierowano na podwórze za plebanią. Grząski grunt nie był problemem, każdy otrzymał deseczkę, dzięki której motocykle nie zapadały się w miękkiej ziemi.
Po chwili ekipa rozeszła się w różne strony. My zaczęliśmy szukać rodziny, która miała się stawić silną grupą. W sumie spotkaliśmy teściów, ciocię i wujka żony, kuzynkę z mężem i córką oraz kuzyna. W sumie z „rodziny” było nas 12 osób na 6 motocyklach i w jednym samochodzie. Prawie cały czas spędziliśmy z nimi, więc troszkę umknęło nam samo kazanie. Oczywiście zrobiliśmy sobie spacerek po całej miejscowości zaskoczeni ilością motocykli.
Po powrocie na miejsce postoju części z naszej ekipy już nie było, a ostatni zbierali się do wyjazdu. Jak się później okazało część ludzi wybrała się razem na dalsze świętowanie. Następnym razem będziemy Was lepiej pilnować J Sami też stwierdziliśmy, że wracamy. Mimo, że ruszyliśmy sami do samego domu towarzyszyły nam inne motocykle. Na szczęście było już ciepło.
W sumie weekend super, przejechane około 300 kilometrów no i super wyprawa na pierwszą większą imprezę. Życzę sobie więcej takich wypadów no i coraz większej ilości nowych znajomych. Dla mnie piękny weekend skończył się mega katarem, a to oznacza, że na zimne dni trzeba się jeszcze lepiej ubierać.

piątek, 2 marca 2012

Sezon rozpoczęty

Nareszcie !!! W środę po powrocie z pracy szybkie przebieranko i na moto. Wiesia stała ponad 3 miesiące bez odpalania. Nie zawiodła, odpaliła przy pierwszym zakręceniu.
No i jak już odpaliła, no to tez i pojeździła :) Co prawda 10 kilometrów ale zawsze. Już w sobotę mimo 3 stopni, doposażymy się w małą owiewkę i pospacerujemy dłużej. Oby nie padało.

niedziela, 26 lutego 2012

Akcesoria do turystyki

     Powoli czuć nadchodzącą wiosnę. W tygodniu były już dni z pogodą, która nadawałaby się do jazdy. Sam nie zaryzykowałem, ale paru odważnych motocyklistów było już można spotkać na ulicach.
Tym też sposobem, jak miś po zimowym śnie, wracam do pisania, ponieważ dzień powrotu na drogi zbliża się nieuchronnie. Mimo zimowego snu, nie dało się całkowicie oderwać od motocykla i spraw z nim związanych. Dzięki jednemu z czytelników bloga dowiedziałem się o grupie na facebooku, która zrzesza sympatyków i posiadaczy W 800. Dla chętnych podaję linka http://www.facebook.com/#!/groups/117228411671589/?bookmark_t=group . Grupowicze udzielają ciekawych porad oraz dzielą się swoimi przeróbkami czy nowymi akcesoriami.
W międzyczasie Kawasaki W 800, mimo swojego "niszowego" charakteru, został doceniony  w International Bike of the Year. Zajął 9 miejsce, pozostałe motocykle pierwszej dziesiątki to maszyny z segmentów zdecydowanie popularniejszych, można więc uznać to za sukces. W zestawieniu nie znalazł się żaden choper ani klasyk.
W międzyczasie pojawiło się wiele nowych akcesorii do Wiesi. Na dzień dzisiejszy jestem na etapie poszukiwania akcesoriów, które umożliwią mi w razie potrzeby zapakowania paru rzeczy i ruszenia w dłuższą trasę.
Już jesienią znane były zamiary GIVI/Kappa, a pod koniec grudnia ukazały się one w sklepach, najpierw we Włoszech, a teraz dostępne są już u nas. Jedyną "wadą" jest to, że elementy produkowane przez GIVI są czarne i niestety bez zamontowanych kufrów nie wyglądają ciekawie. Znalazłem rozwiązania innej firmy umożliwiające założenie kufrów GIVI no i są chromowane. Cena ciut większa, ale wygląda to lepiej. Osobiście nie podoba mi się "objuczony" plastikami W 800, ale zapewnia na pewno wiele miejsca na bagaże. Dla mnie to rozwiązanie odpada jednak, z jednego powodu. Po zdjęciu oprzyrządowania konstrukcja bagażnika i stelaża do kufrów nie wygląda 
ładnie.

 

Pojawił się też zestaw bagażnika, stelaży pod sakwy i oparcia w stylu choper. Wygląda to ładnie i solidnie, a z założonymi sakwami przypomina znane właśnie z choperów rozwiązanie. Osobiście nie podoba mi się taki styl, a do tego zastosowanie oparcia dla pasażera psuje linie W 800.

 

Najbardziej podoba mi się poniższe rozwiązanie. Moim zdaniem jest połączeniem odpowiedniej grubości i lekkości konstrukcji, pasującej do Wiesi. Umożliwia on założenie sakw bądź bocznych toreb tekstylnych, oraz dodatkowego rozwiązania na bagażnik, a z drugiej strony bez tego sprzętu nie "szpeci" konstrukcji moto.

 

Na koniec jedna z ostatnich propozycji dla W 800. Są to opony z białą powierzchnią boków opony. Oczywiście są też opony w całości czarne.